Drukowana w odcinkach druga część „Trylogii” trafiła niemal równocześnie do polskich gazet we wszystkich trzech zaborach. Tytuły prasowe zwiększały sprzedaż, Polacy czekali na kolejne odcinki, autora otoczono kultem.
Ukazanie się pierwszego odcinka Potopu było wydarzeniem. Drukowana w odcinkach druga część „Trylogii” trafiła niemal równocześnie do polskich gazet we wszystkich trzech zaborach.
Tytuły prasowe zwiększały sprzedaż, Polacy czekali na kolejne odcinki, autora otoczono kultem.
Jak przystało na pisarza drugiej połowy XIX wieku, Henryk Sienkiewicz był człowiekiem niezwykle pracowitym i płodnym. Powszechnie przyjęta formuła druku powieści w odcinkach wymuszała regularną pracę i – przede wszystkim – żywą dramaturgię. Większość pisarzy rzeczywiście tworzyła powieści na bieżąco, zgodnie z rytmem życia gazet. Redaktorzy nie mogli sobie pozwalać na druk odcinków bez mocnych cech dramaturgicznych, przykuwających uwagę czytelników.
Nakład w górę
Sienkiewicz, którego talent narracyjny i zamiłowanie do szczegółu znakomicie ujawniły się w reportażach, doskonale radził sobie z tą, wymuszającą dyscyplinę, formą. „Potop”, warto pamiętać, został wydany jako kontynuacja „Ogniem i mieczem”, powieści, która odniosła kolosalny sukces. Drukowana od roku 1883 w warszawskim Słowie i – z lekkim przesunięciem – krakowskim Czasie, nieprawdopodobnie wywindowały liczbę prenumeratorów tych, ukazujących się w dwóch zaborach, gazet.
Audiobooki
Niemal równocześnie z drukiem, rozpoczęła się międzyzaborowa dyskusja nad wydawanymi w odcinkach powieściami. Bolesław Prus, który dla „Trylogii” nie miał litości, wytykał Sienkiewiczowi liczne nieścisłości, manipulacji i celowe mijanie się z prawdą. Jednak powszechne przyjęcie było euforyczne. Stefan Żeromski odnotowywał, że odcinki „Ogniem i mieczem”, zarówno jak kolejnych tomów „Trylogii” odczytywano na głos w urzędach pocztowych, by ci, których nie stać było na zakup gazety, mogli się dowiedzieć „co było dalej”.
Życie wśród bohaterów
Stanisław Tarnowski, arystokrata i wpływowy krakowski historyk i krytyk literatury pisał: „Kiedyś pamiętniki, może i historia literatury, wspominać będą, że kiedy wychodziło Ogniem i mieczem, nie było rozmowy, która by się od tego nie zaczynała i na tym kończyła, że o bohaterach powieści mówiło się i myślało jak o żywych ludziach, że małe dzieci w listach do rodziców po zdrowiu swoim i rodzeństwa donosiły o tym, co zrobił Skrzetuski albo co Zagłoba powiedział.”
Ponad granicami
Popularność „Potopu” była więc gwarantowana. Jeszcze ukazywało się „Ogniem i mieczem”, kiedy gazety zaczęły drukować odcinki kolejnej powieści. Tym razem pierwszy był konserwatywny krakowski Czas, następnie lekko opóźnione warszawskie Słowo i – tu nowość – Kurier Poznański. Cykliczny druk „Trylogii” objął więc trzy zabory.
Ku pokrzepieniu
Choć i „Potop” nie był wolny od historycznych manipulacji (rodzina Radziwiłłów do dziś jest Sienkiewiczowi niechętna – słusznie), jednak szczęśliwie obrona Częstochowy jako centralny punkt zwrotny i powieści, i historii, wydarzyła się naprawdę i istotnie była faktem, po którym odmieniły się losy wojny ze Szwecją. Nowy bohater – chorąży orszański Andrzej Kmicic, powieściowy typ nawróconego grzesznika, postaci ze skazą, która przechodzi przemianę, był dramaturgicznym novum, które nie występowało w poprzedniej powieści. Niewątpliwie, z punktu widzenia dramaturgii, „scenariusza”, prowadzenia bohaterów, „Potop” jest najbardziej udaną powieścią Sienkiewicza.
Kuchnia z epoki
Akcja „Potopu” rozgrywa się w latach 1655-1657, a więc w czasach, w których polska kuchnia była już, można powiedzieć, zdefiniowana. Mowa, rzecz jasna, o kuchni bogatej. Uboga zdefiniowała się stulecia wcześniej – określała ją modna dziś sezonowość i lokalność. Ubodzy po prostu jedli to, co udało się im zebrać w najbliższej okolicy. Kuchnia bogata – przeciwnie – akcentowała egzotyczne składniki, miała charakter statusowy, jej zadaniem było, jak dawniej, pokazać, że gospodarza stać na kosztowne importy. Co więcej, barokowe myślenie nakazywało wykazać się konceptem, zaskoczyć, zadziwić. O uproszczeniach nie mogło być mowy.
Domowe słodycze
Na wydanie epokowej książki kucharskiej „Compendium ferculorum” Stanisława Czernieckiego trzeba było poczekać jeszcze ćwierć wieku. Nie znaczy to jednak, że w Polsce nie istniała literatura kulinarna. Poniższy przepis pochodzi ze zbioru „Pamięć sprawowania rozmaitych konfektów w cukrze i w miedzie, pierników, wódek, potraw, ciast, kołaczów do wetów należących w roku 1661”, który z kolei zawarty został w „Zbiorze dla kuchmiastrz tak potraw jako ciast ropbienie wypisany roku 1757 dnia 24 lipca”.
Zbiór ów, rękopiśmienna książka należąca do Rozalii Pociejowej, został odnaleziony w kijowskiej Bibliotece Narodowej Ukrainy przez profesorów Jaroslawa Dumanowskiegi i Switłanę Bułatową i opublikowany w 2021 roku w serii Monumenta Poloniae Culinaria.
Gruszek smażenie (pisownia oryginalna wg edycji)
Nałupić gruszek jako najlepiej, każdą po dwoje przekroić, kiedy wielkie, wykroić jąderka ze śriodku, a kiedy małe, nie rozkrawając jacy [s] śriodek wykrawać tym końcem, kiedy szypułki nie masz. W miód kłaść i smażyć na wolnym ogniu, wlawszy z raz albo dwa wody, dlatego aby się miód nie przypalił. […].
Jednym słowem, obrane, przekrojone na pół i pozbawione gniazd nasiennych gruszki trzeba na wolnym ogniu smażyć w rzadkim miodzie, redukując go, ale dolewając wody w miarę potrzeby. Po wyjęciu z miodu trzeba dać gruszkom czas, by wyschły.