Dwaj lekarze dowodzący oddziałem powstańców styczniowych 1863 roku zmusili Rosjan do przerwania oblężenia Węgrowa. Atak kosynierów na armaty okazał się skuteczny. a bitwa zyskała sławę w Europie.
Na Wielkim Gościńcu Litewskim
Węgrów był przez stulecia istotnym miastem na Wielkim Gościńcu Litewskim, jednym z kilku najważniejszych szlaków komunikacyjnych najpierw Królestwa Polskiego, później Rzeczypospolitej. Najogólniej rzecz biorąc, łączył Mazowsze z Litwą, precyzyjniej – Warszawę z Wilnem. W nieodległym Liwie przebiegała niegdyś granica Wielkiego Księstwa Litewskiego, sam Węgrów również niegdyś administracyjnie do Litwy należał.
W każdym razie, w 1863 roku nie stracił znaczenia węzła komunikacyjnego na ważnym szlaku, zwłaszcza wobec planów powstania zarówno w Królestwie Polskim, jak i na ziemiach zabranych, przede wszystkim na Litwie. Dawny gościniec między Koroną a Litwą miał ułatwiać komunikację obu części dawnej Rzeczypospolitej. Przede wszystkim jednak – kontrolowany przez powstańców utrudniałby ją Rosjanom odcinając część połączeń z Cesarstwem.
Próba sił
Powstańcy, zdobywszy Węgrów, wywiesili na kościele biało-czerwoną flagę. Podczas sumy odczytano manifest Rządu Narodowego. W ciągu kilku dni do miasta ściągnęły setki okolicznej drobnej szlachty chcącej walczyć, innych oddziałów powstańczych, a nawet grup młodzieży z Warszawy. Dołączyli mieszkańcy Węgrowa i Liwa. Oddział Matlińskiego i Jabłonowskiego liczył już 3500 żołnierzy. Większość z nich rozbiła się obozem pod Węgrowem.
By odbić miasto (Rosjanie również zdawali sobie sprawę z jego strategicznego znaczenia) a przy okazji przeprowadzić walną bitwę z powstańcami, z Siedlec wyruszyła znaczna część rosyjskiego garnizonu. Jednak, ponieważ nieznana była ani liczebność, ani uzbrojenie sił powstańczych, z Warszawy koleją przewieziono w okolice 2500 żołnierzy i sześć dział. Rosjanie, podzieleni na dwie grupy, mieli nacierać od północy i wschodu.
Maszerujące z Siedlec, od południa, dwie kompanie piechoty i dwa szwadrony kawalerii – łącznie ok 1000 ludzi – prowadziły cztery działa. Liczebność oddziałów polskich i rosyjskich była wyrównana, ale po stronie powstańczej tylko 800 żołnierzy miało jakąkolwiek broń palną, a wśród niej – głównie myśliwskie dubeltówki. Reszta – okute żelazem kije i kosy. I właśnie kosy zadecydowały.
Bitwa przed bitwą
Trzeba było się śpieszyć. Rosjanie po drodze staczali zwycięskie potyczki z niewielkimi powstańczymi oddziałami, wiadomo było, że nadciągają z poważnymi siłami. 10 dział pod Węgrowem rozstrzygnęłoby o losach bitwy i powstańczych oddziałów. Na razie, 2 lutego, dotarł garnizon z Siedlec i w pobliskich Szarutach postanowił spędzić noc.
Tylko działania zaczepne mogły przeszkodzić w koncentracji nieprzyjaciela. Około północy Władysław Jabłonowski uderzył więc ogromnym oddziałem 800 kosynierów i 200 powstańców uzbrojonych w broń palną. Sprytny manewr odciągnął uwagę Rosjan pozwalając na atak od tyłu i z boku. Efekt zaskoczenia i długość kos przesądziły o popłochu, który wybuchł w rosyjskich szeregach. Dopiero ogień artylerii skierowany na nacierających od frontu sprawił, że powstańców odparto. Amatorskie, było-nie było, wojsko nie potrafiło utrzymać natarcia pod ogniem z dział. Jabłonowski, sam ranny w potyczce, wspominał potem jednak o poważnych stratach zadanych nieprzyjacielowi.
Szarża i armaty
Nazajutrz jednak rosyjskie oddziały podeszły pod miasto i rozpoczęły ostrzał artyleryjski. Granaty zapalające wywołały liczne pożary w mieście, te zaś – wybuch paniki. Janowi Matlińskiemu udało się go jednak opanować. Co więcej, przygotował zasadzkę. Rogatkę od strony spodziewanego natarcia obsadził strzelcami, a w głębi, pomiędzy budynkami poukrywał 400 kosynierów. To oni mieli odeprzeć główne siły nieprzyjaciela.
Stoczono dwie potyczki, ataki zostały odparte, ale wiadomo było, że siły Rosjan przeważają. Zwłaszcza, że ci za wszelką cenę starali się nie wypuścić powstańców z miasta. Matliński chciał w zwartym szyku opuścić Węgrów. Udałoby się, gdyby nie szarża rosyjskiej jazdy na jego ariergardę. Rosjanie (choć wciąż tylko żołnierze z Siedlec, pozostałe oddziały nie dotarły do miasta) rzucili na wychodzący oddział wszystkie siły, skierowali nań też ogień artyleryjski. Wtedy do ataku ruszyli kosynierzy.
Szturm
[…] rażeni kartaczami kosynierzy rozsypali się w tyralierę i z okrzykiem „Jezus! Maria!” ruszyli do szturmu na armaty. Cięci i kłuci kosami Moskale, choć bronili się bagnetami, to jednak nie oparli się naszemu impetowi. Wyparci z pobliża dział otworzyli nam przestrzeń swobodną ku nim. W mgnieniu oka rzuciliśmy się na kozaków, z których jedni ściągani hakami z koni padali pod strasznymi uderzeniami kos, wtedy gdy inni rażeni przez naszych strzelców pierzchali ku laskowi (…) zostawiając bez obrony rannych artylerzystów. Rozprawa z tymi ostatnimi była już łatwiejsza. Chodaczkowi nasi bohaterzy w siwych sukmanach rzuciwszy się ku artylerzystom cięli każdego, co się spóźniał w ucieczce i dzięki nie dającej się opisać odwadze odnieśli pierwszą palmę pierwszeństwa przez zdobycie dwóch armat i zagwożdżenie ich
– wspominał bitwę Władysław Jabłonowski.
Wymarsz
Choć do dziś nie ma pewności, ile dział zdobyli powstańcy, wściekły atak pod ostrzałem kartaczami, wyłączył baterię z walki i dał czas dowódcom na przegrupowanie. Co najważniejsze jednak, zupełnie złamał w Rosjanach ducha walki. Pozwolili na opuszczenie miasta przez powstańców (gościńcem, w zwartym szyku) ostrzeliwując ich jedynie z daleka i nie podejmując ryzyka bezpośredniej konfrontacji. Jazda okazała się bezradna wobec kos a rany zadane tym rodzajem broni, musiały wstrząsnąć regularnym wojskiem. Jeszcze przez kilka godzin Rosjanie bali się wkroczyć do opuszczonego przez powstańcze oddziały Węgrowa, który następnie brutalnie splądrowali mordując rannych. Rosyjskie posiłki pogubiły się po drodze i do miasta dotarły dopiero po południu, by podjąć nieudaną próbę pościgu.
Straty wśród powstańców były spore (same księgi parafialne notują tego dnia 66 zgonów), ale i straty rosyjskie po ataku kosynierów nie mogły być mniejsze, niż kilkuset żołnierzy. Rosyjska historiografia do dziś pisze o jednym (!) poległym.
Poezja i Turcja
Oddziały powstańcze się wycofały, ich członkom udało się rozproszyć, a bitwa odbiła się sporym echem w Europie. Auguste-Henri Barbier z Akademii Francuskiej, modny wówczas we Francji poeta, w wierszu „Szarża węgrowska” porównał walczących pod Węgrowem powstańców do Spartan Leonidasa. To porównanie zrobiło ogromną karierę w europejskiej prasie, w podobnym tonie pisał też o bitwie Cyprian Kamil Norwid.
Obaj powstańczy dowódcy przeżyli. Obaj trafili też do Konstantynopola. Władysław Jabłonowski wstąpił do tureckiej armii, walczył na terenie dzisiejszego Iraku i Iranu i osiadł na wiele lat w Bagdadzie. Wraz ze swoim sławnym później bratem Aleksandrem, autorem prac etnograficznych, odbył wiele podróży po Bliskim Wschodzie i Bałkanach.
Jan Matliński w Turcji nie zabawił długo. Wrócił do Polski, choć nie do Królestwa. Osiadł w Krakowie, gdzie podjął pracę w banku.
Na zimowym biwaku
Na dziewięć lat przed wybuchem powstania, w Wilnie ukazał się (na razie jeszcze anonimowy) bestseller – wielokrotnie wznawiana „Kucharka litewska” Wincenty Zawadzkiej, jedna z najważniejszych książek polskiej literatury kulinarnej. Przepisy zawarte w tej książce były znane i popularne w czasach powstania styczniowego. Ze względu na historyczne związki Węgrowa z Wielkim Księstwem Litewskim, przepis poniższy pochodzi właśnie z książki Wincenty Zawadzkiej, która zresztą obficie czerpała z dorobku starszego o pokolenie Jana Szyttlera.
Kuropatwy pieczone to potrawa zarówno polno-leśna, jak i zimowa a przy tym wyjątkowo prosta i dość oszczędna. Można sobie wyobrazić, że zimą 1863 roku, wzdłuż gościńców i duktów pomiędzy lasami i polami, kuropatwy nie były widokiem rzadkim. Oto, jak proponuje przyrządzić je Wincenta Zawadzka.
Kuropatwy pieczone (przepis lekko uwspółcześniony)
Składniki:
4-5 kuropatw
100-150 g słoniny
100 g masła (2 łyżki śmietany)
Sól
Sposób przygotowania:
- Oskubane i oczyszczone kuropatwy ponacinać na piersiach i udach
- Pokroić słoninę w cienką kostkę
- Natrzeć kuropatwy mąką
- Naszpikować nacięcia słoniną
- Piec na rożnie na wolnym ogniu polewając masłem
Przepis w sam raz na biwak. W warunkach domowych piec kuropatwy przez ok. 1,5 godziny w brytfannie w piecu nagrzanym do 180 stopni. Co kwadrans obracać je i polewać masłem.