Jedno z najważniejszych i najbardziej zagadkowych wydarzeń w polskich dziejach. Zjazd Gnieźnieński był triumfem dyplomatycznym Bolesława Chrobrego, który rozumiał uniwersalistyczną koncepcję Europy cesarza Ottona.

Zjazd Gnieźnieński wyglądał na początek czegoś większego, zakrojonego na szerszą skalę. Gdyby nie przedwczesna śmierć cesarza, być może powstałby organizm państwowy, który sprawiłby, że dzieje Europy potoczyłyby się zupełnie inaczej. Choć wiele aktów Zjazdu pozostaje dziś niejasnych, jego znaczenie było ogromne. Tę wagę trudno porównać z czymkolwiek aż do czasów (co najmniej) Kazimierza Wielkiego.
Imperium kontratakuje
Sytuacja w cesarstwie była prawdziwie rewolucyjna. Młody cesarz – wciąż wybierany, ale jednak już trzeci cesarz w dynastii, Sas – ale syn bizantyńskiej księżniczki (niegdyś uważano powszechnie, że porfirogenetki, córki basileusa), król Niemiec, koronowany w Akwizgranie, ale jednak cesarz rzymski, który za swoją stolicę uznawał Wieczne Miasto, postanowił odbudować imperium. Cesarstwo rzymskie istniało wprawdzie, ale w Bizancjum. Z cesarstwa zachodniorzymskiego pozostała właściwie pokarolińska tytulatura.
Po podziale i (wrogim) rozejściu się dróg królestw Franków, dopiero dziad Ottona III wrócił do koncepcji imperium. Jego cesarstwo składało się jednak zaledwie z ziem niemieckich i części Italii. Młody cesarz miał poważniejsze plany. Gruntownie wykształcony przez największe umysły epoki (opaci Bernward z Hildesheim i Gerbert z Aurillac byli dla niego tym, kim Alkuin dla Karola Wielkiego), oczytany, znający języki, marzył o wielkim imperium, składającym się z wielu prowincji, nowoczesnym i – zapewne – ekspandującym.
Tetrarchia
Marzenie cesarza stało się jego programem. Ruszył do Italii, wzmocnił pozycję papieża, po czym mianował nim niemieckiego kandydata (a po jego śmierci – swego mentora, Gerberta z Aurillac) i w wieku 16 lat tam właśnie przyjął koronę cesarską. Symbolika władzy i Boskiego pomazania cesarza była stale obecna w działaniach Ottona. Już w drodze do Italii kazał nieść przed sobą włócznię św. Maurycego zawierającą relikwie Krzyża – tego samego, który uczynił z Konstantyna władcę chrześcijańskiego.
Słynne miniatury z ewangeliarza z Reichenau, na których personifikacje prowincji cesarstwa przynoszą dary (i hołd) tronującemu cesarzowi, są wyrazem tego właśnie programu. Na Tronie Piotrowym zasiada już wtedy współautor tego programu, Gerbert z Aurillac, który jako Sylwester II, wspierał koncepcję imperium dzielącego się na Germanię, Italię, Galię i… Sclavinię, czyli zachodnią Slowiańszczyznę, niedawno ochrzczoną. Na czele każdej z prowincji miał stanąć władca (Król? Książę? A może caesar, jak w czasach rzymskiej tetrarchii?), który zarządzałby nią w imieniu cesarza. Co więcej, koncepcja odnowy imperium była tak nowoczesna i odpowiadająca rzeczywistości politycznej epoki, że do odnowionego cesarstwa miały zostać włączone także Węgry.
Wojciech spada z nieba
Uniwersalistyczną koncepcję nowej Europy najwyraźniej doskonale rozumiał Chrobry. U boku Ottona, wraz z Czechami, ruszył na wyprawę przeciwko pogańskim Słowianom połabskim, którzy owej koncepcji nie podzielali. Co więcej, być może polski książę miał wpływ i na to, że na misję do ciągle pogańskich Prusów ruszył cesarski przyjaciel – były biskup Pragi, Wojciech Sławnikowic. Cesarz poznał go podczas pobytu w Rzymie, podobno nawiązała się między nim nić serdecznego porozumienia. Czasy były takie, że i misja ku nawróceniu pogan, i męczeństwo były w cenie. Wiele wskazuje na to, że Wojciech w Prusach okazji do męczeńskiej śmierci – Prusowie wcale nie byli tacy skorzy do pozbawiania go życia (innych misjonarzy puścili wolno).
Blitz
Rada co do kierunku misji pochodziła od cesarza, ale niewykluczone, że pośrednio od Chrobrego. Jeśli misja Wojciecha nawet nie miała w założeniu skończyć się męczeństwem, jej skutki musiały być po myśli polskiego księcia. O tym, jak bardzo dobrze rozumiał Chrobry znaczenie postaci cesarskiego przyjaciela, świadczy jego natychmiastowe działanie. Wykup ciała na wagę złota (chyba prawda), przeniesienie zwłok do Gniezna, pochówek i otoczenie kultem jako relikwii (prawda). To wszystko zanim Kościół zdążył zając jakiekolwiek stanowisko. Możemy sobie wyobrazić, jak bardzo Wojciech był drogi Ottonowi, skoro cesarz już rok po śmierci męczennika (i rok przed jego kanonizacją!) buduje mu kaplicę na Wyspie Tybrowej w Rzymie. I tu właśnie zaczyna się historia Zjazdu Gnieźnieńskiego.
I drugi blitz
Relikwie Wojciecha spoczywają w Gnieźnie, do Rzymu wyrusza brat biskupa praskiego, Radzim, czyli Gaudenty (któremu Prusowie pozwolili odjechać), na Tybrze powstaje Wojciechowe mauzoleum, a nowy papież, cesarski nauczyciel i przyjaciel, pośpiesznie, niemal natychmiast po wstąpieniu na Tron św. Piotra, przygotowuje kanonizację nowego męczennika, co następuje zaledwie dwa lata po śmierci Wojciecha. Tempo tych działań jest błyskawiczne, co – znów – Chrobry musiał antycypować. Zdaje się, że w koncepcji duetu Otto-Sylwester, Wojciech, jako święty, doskonale nadawał się na patrona nowej Europy, nowego cesarstwa. Chrobry musiał też zdawać sobie sprawę z pokrewieństwa łączącego cesarza i praskiego biskupa (bracia Sławnikowcy byli ciotecznymi prawnukami pradziada Ottona, Henryka Ptasznika), relikwie Wojciecha (już świętego) były dla niego prawdziwym darem z nieba.
Ile ciała?
Cesarz Otto jedzie więc do Gniezna, żeby złożyć hołd relikwiom przyjaciela (i krewniaka) oraz, co tu kryć, zabrać je na Wyspę Tybrową, gdzie już czeka nowowybudowana świątynia. Na dowód pokory i religijnego charakteru pielgrzymki, ostatnią część drogi do Gniezna (zdaje się) pokonuje boso. Tak opisuje te wydarzenia współczesny im Thietmar z Merseburga:
„Kiedy [Otton III] przez kraj Milczan dotarł do siedzib Dziadoszan wyjechał na jego spotkanie Bolesław […]. Trudno uwierzyć i opowiedzieć z jaką wspaniałością przyjmował wówczas Bolesław cesarza […]. Gdy Otton ujrzał z daleka upragniony gród zbliżył się doń boso ze słowami modlitwy na ustach. Tamtejszy biskup Unger przyjął go z wielkim szacunkiem […], cesarz zalał się łzami prosił świętego męczennika o wstawiennictwo, by mógł dostąpić łaski chrystusowej.
Chrobry przyjmuje Ottona godnie, zapewne wystawnie – tak, że zapiera dech. Anonim zwany Gallem sto lat później tak o tym pisze:
„Po zakończeniu bowiem biesiady nakazał cześnikom i stolnikom zebrać ze wszystkich stołów z trzech dni złote i srebrne naczynia […] i ofiarował je cesarzowi dla uczczenia go, nie zaś jako dań należna od księcia. […] A nadto złożył mu wiele innych darów […] ozdób nie widzianego dotąd rodzaju i drogich kamieni; a tego wszystkiego tyle ofiarował, że cesarz tyle darów uważał za cud.”
Biesiada wystawna, dary bogate (podobno wielbłąd), ale… cesarskie marzenia nie zostają zrealizowane. Chrobry ciała nie wyda. Proponuje cesarzowi ramię. Reszta świętego zostaje w Gnieźnie. I teraz zaczynają się prawdziwe (bo po części niewytłumaczalne) cuda.
Cuda ogłaszają
Cesarz pozwala na pozostawienie ciała św. Wojciecha w Gnieźnie i zadowala się ramieniem. Co więcej, godzi się na to (Chrobry musiał mieć gotową koncepcję), żeby w Gnieźnie, wokół grobu św. Wojciecha, powstało arcybiskupstwo. Oznacza to koniec zwierzchności cesarskiej administracji kościelnej nad polskimi biskupstwami. Co więcej, arcybiskupem zostaje brat Wojciecha, Radzim, a nie pochodzący z Saksonii lub Turyngii Unger, biskup poznański, który być może był w ogóle drugim biskupem (po biskupie misyjnym Jordanie) polskiej prowincji kościelnej. Unger chyba liczył na stolicę arcybiskupią (należała mu się zresztą), bo biskupstwo poznańskie ostentacyjnie wyjęto spod zwierzchności gnieźnieńskiej.
Co więcej, cesarz zwalnia Chrobrego z płacenia trybutu (Thietmar z Merseburga najbardziej nad tym boleje), wręcza mu kopię włóczni św. Maurycego (czy jest w niej też drzazga z Krzyża?), a więc kopię insygnium władzy cesarskiej (!), nazywa przyjacielem cesarstwa i… koronuje.
Gest nałożenia cesarskiego diademu na głowę Chrobrego to chyba coś więcej niż deklaracja, że książę „Polanii” powinien zostać królem. Czy w ten sposób Otto wskazał jednego z tetrarchów swego nowego cesarstwa? Caesara Sclavinii?
Koniec marzeń
Nie dowiemy się tego zapewne. Cesarz odjechał z Gniezna do Italii. Od zjazdu nie minęły dwa lata, a młody Otto już nie żył. Wraz z nim umarła jego koncepcja odnowienia cesarstwa, pomysł na Europę i – zapewne – szczególna w nim rola Chrobrego. Choć królewska korona trafiła na skronie Bolesława dopiero ćwierć wieku później, nie można wykluczyć, że w swej polityce realizował wizję Ottona. Połabie, Morawy, tereny dzisiejszej Słowacji, Ruś Kijowska (a przez chwilę także Miśnia) były, w jego szczytowym momencie, częścią władztwa Chrobrego, choć ten nie miał jeszcze korony.
Jedynym prawdziwie trwałym i nieodwracalnym skutkiem Zjazdu, było utworzenie w młodym chrześcijańskim kraju autonomicznego arcybiskupstwa. Tak wspomina to Thietmar:
„Następnie utworzył zaraz arcybiskupstwo, jak przypuszczam zgodnie z prawem […]. Arcybiskupstwo to powierzył bratu wspomnianego męczennika Radzimowi i podporządkował mu z wyjątkiem biskupa poznańskiego Ungera następujących biskupów: kołobrzeskiego Reiberna, Krakowskiego Pompona i wrocławskiego Jana […]. Po załatwieniu tych wszystkich spraw cesarz otrzymał od księcia Bolesława wspaniałe dary i wśród nich, co największą sprawiło mu przyjemność, trzystu opancerzonych żołnierzy.”
Nakarmić cesarza
Nie wiadomo, oczywiście, co podczas kilkudniowej wizyty, jadł Otto III. Wiemy, że dużo pościł, być może do syta jadał tylko w czwartki i niedziele. Jednak Otto był politykiem doceniającym zalety dyplomacji kulinarnej. Możemy więc przypuszczać, że uczty, o których piszą i Thietmar, i Gall, nie mogły się obyć bez jego udziału. Co można było podać cesarzowi? Na pewno dziczyznę. Czy podczas cesarskiej wizyty zaplanowano polowanie obu władców? Nic o tym nie wiemy. Tak praktyka była dość standardowa. Jednak Otto przybył z pielgrzymką, a jego podróż miała przede wszystkim podłoże religijne. Jak więc wybrnąć z tej plątaniny? Niech będzie to danie bogate, godne cesarskiego stołu, niebędące upolowaną zwierzyną, ale poniekąd się do polowania odwołujące. Kurczak po myśliwsku.
Koken wan honer czyli kurczak po myśliwsku (przepis uwspółcześniony)
Składniki:
300 g mąki
¾ kostki masła
3 jajka
½ kg mięsa z kurczaka
¼ kg wędzonego boczku
Cebula
20 nitek szafranu
Łyżka kuminu
Sól
Pieprz
Sposób przygotowania:
- Mięso z kurczaka gotować we wrzątku przez 30 minut
- Z mąki, masła i 2 jajek zagnieść ciasto, wyrobić na jednolitą masę, włożyć do lodówki
- Piekarnik rozgrzać do 200 stopni
- Cebulę obrać i pokroić w piórka
- Na wolnym ogniu podsmażyć boczek, kiedy wytopi się trochę tłuszczu, wrzucić cebulę
- Cebulę lekko zezłocić, uważając, by jej nie spalić
- Szafran zalać dwiema łyżkami wrzątku i odstawić
- Gdy mięso kurczaka ostygnie, pokroić je w bardzo drobną kosteczkę
- Boczek i cebulę drobno posiekać, wymieszać z mięsem z kurczaka
- Do mięsnej mieszanki wsypać kumin, dodać jajko, wlać szafran z wodą, dodać sól i pieprz do smaku
- Starannie wymieszać, odstawić
- Ciasto wyjąć z lodówki, rozdzielić na dwie części, obie rozwałkować
- Pierwszym plackiem wylepić formę do pieczenia
- Na ciasto nałożyć mięsny farsz
- Drugim plackiem przykryć formę, skleić brzegi, wyrównać
- W górnym placku zrobić dziurę o średnicy 1 cm
- Włożyć do rozgrzanego pieca na 15 minut, zmniejszyć temperaturę do 150 stopni i piec kolejne 15 minut
Przed podaniem warto chwilę poczekać, żeby farsz się „uspokoił”.