480 lat temu miał miejsce ślub władcy Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego z córką arcyksięcia Austrii (ale także króla Czech, Węgier i Niemiec) i przyszłego cesarza rzymskiego.
Wesele było huczne, wielodniowe i więcej niż wystawne – stanowiło dyplomatyczną manifestację jagiellońskiej potęgi. Towarzyszyły mu turnieje i inne rycerskie zmagania, liczne uczty i występy. Na cześć młodej pary poeci pisali okolicznościowe wiersze a kompozytorzy – stosowną muzykę. Młodziutka i piękna królowa, ukochana córka arcyksięcia Austrii, króla Niemiec i przyszłego cesarza, otrzymała mnóstwo darów a sam ślub stanowił zwieńczenie długoletnich starań obu stron. Trudno jednak o wydarzenie o bardziej fasadowym charakterze, nawet jak na standardy małżeństw dynastycznych.
Ślub od dawna ustalony
W pierwszych dniach maja 1543 roku siedemnastoletnia Elżbieta Habsburżanka wjechała do Polski. 4 maja, w Balicach, arcyksiężniczkę i jej ponad stuosobową świtę podjął Seweryn Boner, burgrabia krakowski i zaufany bankier królewski. Nazajutrz Elżbieta po raz pierwszy spotkała się ze starszym o pięć lat narzeczonym, by dnia następnego w katedrze wawelskiej uczestniczyć zarówno w zaślubinach, jak i koronacji na królową Polski.
Nowa królowa żona była najstarszą córką Ferdynanda I Habsburga i Anny Jagiellonki. By do ślubu mogło dojść, trzeba było wystarać się o dyspensę ze względu na bliskie pokrewieństwo młodych. Być może ten właśnie fakt sprawił, że zaślubiny kilkakroć przekładano. Że miały zostać zawarte wiadomo było praktycznie już od chwili narodzin Elżbiety. Pierwszy kontrakt małżeński podpisano, kiedy Habsburżanka miała zaledwie cztery lata, zaręczyny per procura zawarto sześć lat później.
Milczący król
Pierwsza połowa wieku XVI to czasy zmierzchu jagiellońskiej potęgi. Habsburgowie wyrośli na najpotężniejszą dynastię Europy. O ile w latach 20. można było jeszcze zastanawiać się, w jaki sposób związek habsbursko-jagielloński mógłby wzmocnić pozycję Jagiellonów, o tyle na początku lat 40., po rozbiorze Węgier, było już oczywiste, że małżeństwo takie służy znacznie bardziej umocnieniu dominacji dynastii austriackiej niż polsko-litewskiej. Dlatego też, całkiem słusznie postrzegając habsburską arcyksiężniczkę jako kogoś w rodzaju gwaranta obcych interesów w Krakowie, usiłowano odwieść starego króla od finalizacji planu powziętego niemal dwie dekady wcześniej. „Małżeństwo z Elżbietą dotychczas nie zostało zdecydowane, chociaż się tyle o nie układano. Bóg wie jeszcze, kto na tym weselu tańczyć będzie” – donosił Albrechtowi Hohenzollernowi jego szpieg w Królestwie, Mikołaj Nibszyc (Nibschitz).
Zygmunt I jednak, przekroczywszy już siedemdziesiątkę, utracił elastyczność i mobilność pierwszych dekad rządów. Nie lubił zmieniać decyzji, nie reagował na bieżąco, wiek i choroby brały nad nim górę. „Siedział na krześle blady, wycieńczony na siłach; ślady zmęczenia i cierpienia odbijały się na jego obliczu. Nic nie mówił. Wydawał się niby posąg albo niema osoba” – opisywał Zygmunta Starego habsburski poseł, który w roku 1538 przybył do Krakowa finalizować porozumienie ślubne.
Wściekła królowa
„Królowa Bona, wielka nieprzyjaciółka króla rzymskiego, najnieżyczliwiej usposobiona do całego narodu niemieckiego i jego jawny wróg, stara się wszelkimi sposobami, by małżeństwo nie doszło do skutku. Dziwnymi sztuczkami dąży do tego, niezliczone wymyśla przeszkody, tak że jeśli nawet coś się postanowi święcie przez posłów, później, z biegiem czasu, zmienia się to i odrzuca, by do skutku nie doszło” – donosił dyplomata. Rzeczywiście, Bona, która z Habsburgami miała własne porachunki (Austriacy starali się o należące niegdyś do nich Bari), zachowywała się przytomnie. Osobiście nienawidząca Habsburgów starała się nie dopuścić do małżeństwa młodego króla (Zygmunt August od 1530 roku był koregentem) z Elżbietą. Niestety, Zygmunt Stary nie słuchał już rad żony (wbrew temu, co pisali habsburscy posłowie) i uważał ją za wariatkę, czemu dawał zresztą wyraz publiczny. Opinii Bony nie pomagały słynne napady wściekłości z towarzyszącymi im krzykami i tarzaniem się po podłodze. Na męża nie miała już wpływu, jednak wciąż potrafiła kierować synem, co nie uchodziło niczyjej uwadze. Habsburski szpieg, Jan Marsupin, który przybył na Wawel w świcie Elżbiety, tak opisywał to, co zobaczył: „Młody król nic nie mówi, niczego słuchać nie chce i do żadnych spraw mieszać się nie śmie, tak boi się królowej Bony, matki swojej. A ja wierzę prawie, że ten młody król jest pod wpływem czarów matki, albowiem codziennie (jak słyszę) do niej chodzi, od pierwszej nocy po dziś dzień”.
Samotna na Wawelu
Młoda, wykształcona, lecz niemówiąca po polsku i wyjątkowo nieśmiała Elżbieta, na wawelskim dworze znalazła się w bardzo trudnej sytuacji. Wątpliwość czy jej małżeństwo zostało skonsumowane, jest całkowicie zasadna. Ferdynand I ukrył bowiem przed przyszłymi teściami córki fakt, że cierpiała ona na epilepsję. Podobno atak padaczkowy miał miejsce podczas nocy poślubnej, co miało skutecznie powstrzymać Zygmunta Augusta przed konsumpcją małżeństwa. Młody król tymczasem, jedyny żyjący męski potomek Zygmunta Starego, musiał mieć następcę. Choroba Elżbiety, jak uważano, praktycznie tę perspektywę przekreślała. Habsburżanka była szykanowana przez starą królową i ignorowana przez małżonka. Bona odesłała większość dwórek Elżbiety, co skutecznie pogłębiło izolację młodej królowej. Gdy do Krakowa zbliżyła się zaraza, Zygmunt August samopas wyjechał na Litwę, pozostawiając Elżbietę na Wawelu. Na Litwie zresztą, młody król został ofiarą intrygi Radziwiłłów zawiązując romans z Barbarą. Położenie Elżbiety było tak opłakane, że na bieżąco informowany przez Marsupina Ferdynand, uzależnił wypłatę posagu od tego czy małżonkowie zamieszkają razem. Dla Elżbiety skończyło się to źle – dołączyła do męża w Wilnie, zapadła na zapalenie płuc i umarła dwa lata po ślubie, jeszcze zanim teściowej udało się uzyskać w Rzymie unieważnienie tego małżeństwa, nad czym z powodzeniem pracowała.
Nie był to jednak ostatni matrymonialny szturm Habsburgów na Wawel. Po śmierci Elżbiety, a później Barbary Radziwiłłówny, Zygmunt August ożenił się z siostrą swej pierwszej żony – Katarzyną.
Smak i intryga
Z osobą habsburskiego szpiega, który ostatecznie zdekonspirował się otwarcie interweniując w imieniu Ferdynanda u Bony, wiąże się słynna „awantura o parmezan” – wydarzenie częściowo anegdotyczne, ale poważniejsze, niż się je zazwyczaj przedstawia. Jan Marsupin był Włochem, do wawelskiej misji wybrano go specjalnie po to, by neutralizował Bonę – najsilniejszy antyhabsburski głos w Krakowie. Stara królowa jednak szczerze go nie znosiła i nie szczędziła upokorzeń. Choć podobno „chciała obić go kijami”, jak miała się zwierzyć, jednak nie mogła otwarcie wystąpić przeciw dyplomacie. W sukurs przyszły jej gastronomiczne słabości synowej.
Wiadomo, że ile królowych, tyle kuchni i tylu ochmistrzów – dwory się nie mieszały. Elżbieta podobno nabrała ochoty na parmezan, którym nie dysponowała jej kuchnia. Ochmistrz młodej królowej poprosił więc ochmistrza królewskiej teściowej o pożyczenie sera. Ten zgodził się oczywiście. Kiedy wieści o użyczeniu cennego dobra dotarły do królowej, ta wpadła we wściekłość. Surowo ukarała wszystkie zamieszane w sprawę osoby zakazując jednocześnie wydawania czegokolwiek kuchni synowej. Jednak najbardziej interesujący rozwój parmezanowego skandalu miał dopiero nastąpić.
Ser i senat
Królowa Bona w sprawie parmezanu zwołała… radę królewską. Zasiadali w niej senatorowie, biskupi i prymas. Posiedzeniu rady przewodniczyła sama królowa. Na jej forum oskarżyła Marsupina o rozsiewanie plotek godzących w jej cześć. To habsburski dyplomata miał sfabrykować informacje o wybuchu wściekłości Bony w związku ze „sprawą parmezanu”, albo – co najmniej – chronić anonimowego autora tej pogłoski.
Trudno orzec czy było tak istotnie, czy związanie Marsupina z aferą serową było mistrzowską intrygą samej królowej zmierzającą do pozbycia się z dworu cesarskiego informatora. Wiadomo, że Włoch wygadywał o Bonie wierutne głupstwa (donosił na przykład o jej rzekomym spisku z sułtanem) i najwyraźniej nie miał politycznego rozeznania. Królowa, z poparciem najzacniejszych głów Królestwa, doprowadziła do tego, że w konsekwencji ciężko i nieprzerwanie upokarzany Marsupin sam oddalił się z dworu i wrócił do Wiednia.
Najsłynniejszym włoskim kucharzem współczesnym opisywanym wydarzeniom był Christoforo di Messisbugo, kucharz książąt d’Este na dworze w Ferrarze. Messisbugo był postacią niezwykle sławną i docenianą. Cesarz Karol V (Habsburg, jak wiadomo) obdarzył go tytułem hrabiego palatyna. Sława kucharza bez wątpienia musiała dotrzeć i na Wawel.
W roku 1549, pośmiertnie, ukazało się opus magnum Messisbugo pod skróconym tytułem Banchetti, książka kucharska poświęcona wydawaniu przyjęć. Poniższy przepis jest uproszczoną wersją receptury z XVI wieku. Zawiera parmezan.
Prosta zielona frittata
Składniki:
130 g pietruszki
50 g majeranku
30 g szałwii
30 g mięty
50 g masła
6 jajek
1/3 szklanki mleka
100 g tartego parmezanu
2 łyżki oleju
Sposób przygotowania:
- Zioła utrzeć w moździerzu na masę
- Dodać jajka, mleko i ser
- Starannie wymieszać wszystkie składniki
- Na patelni rozgrzać olej, po czym rozpuścić masło
- Wylać masę na patelnię i smażyć na małym ogniu pod przykryciem przez 10 minut
Frittatę przed podaniem można dodatkowo oprószyć płatkami parmezanu i świeżymi ziołami.