Zamach majowy nadal budzi emocje i wciąż nie wszystko o nim wiemy. Zapewne planowane wydarzenia miały potoczyć się inaczej. Przekształciły się jednak w krótkotrwałą wojnę domową przy niemal 400 ofiarach śmiertelnych.
W październiku 1925 roku grupa oficerów pod egidą generała Orlicz-Dreszera przyjechała do Sulejówka z oświadczeniem: „niesiemy Ci prócz wdzięcznych serc i pewne, w zwycięstwach zaprawione szable". Deklaracja została przyjęta jako zapowiedź poparcia dla ewentualnego zamachu wojskowego. Zresztą nie pierwszy raz w publicznym obiegu pojawiały się podobne sugestie a budowa zaplecza politycznego byłego Naczelnika Państwa i Wodza Naczelnego w szeregach zapatrzonych w niego legionowych oficerów, była procesem, który trwał już od kilku lat.
Przesilenie wisiało w powietrzu; próby sił, dymisje, przeniesienia i stała wojna podjazdowa pomiędzy piłsudczykami a oficerami o odmiennej formacji nie służyły sytuacji w wojsku. Zanosiło się na konfrontację i chyba powszechnie się jej spodziewano.
Stary Sejm, nowy rząd
Nieustanny kryzys parlamentarny, partyjne rozdrobnienie w Sejmie sprawiły, że marszałek powziął własną wizję nowego gabinetu, na którego czele miał stanąć Kazimierz Bartel, któremu Piłsudski nieoficjalnie powierzył misję tworzenia rządu na długo przed majem. Emigrant z Sulejówka zamierzał walczyć z „sejmokracją”.
Jak na złość jednak, 10 maja 1926 roku, powstał centroprawicowy rząd Wincentego Witosa, który w dodatku stworzyły partie szerokiej koalicji gwarantującej sejmową większość, rząd nadziei z „premierem na trudne czasy”. Parlamentarna inercja dzięki wyraźnej sejmowej większości miała wszelkie szanse zostać przełamana. Wincenty Witos, przypomnijmy, przewodniczył Rządowi Obrony Narodowej również podczas najazdu bolszewickiego sześć lat wcześniej, był też premierem w czasach dramatycznego kryzysu roku 1923. Warto przy tej okazji zaznaczyć, że parlament, wybrany w roku 1922, był pierwszym (i ostatnim) w pełni demokratycznie wybranym parlamentem II RP. Poprzedni, z 1919 roku, powstawał w warunkach tymczasowych, w oparciu o tymczasowe przepisy, miał charakter konstytuanty. Sejm i Senat sprawujące kadencję w 1926 roku były więc posiadaczami mandatu społecznego według obowiązującej konstytucji i ordynacji.
Przygotowania i…
Decyzja o jakiejś formie zbrojnej manifestacji i – zapewne łagodnym – zamachu stanu, została podjęta już dawno (Kazimierz Bartel wyznaczony na premiera). Oficerskie lobby (tzw. grupa Koca, choć nie tylko) od dawna wyraźnie suflowało marszałkowi takie rozwiązanie. Zapewne planowano jakąś demonstrację siły, orędzie do narodu (warszawska ulica była całkowicie piłsudczykowska), łagodne przejęcie władzy pod hasłem przyniesienia gotowych rozwiązań i zaprowadzenie skutecznej „demokratury”. Wszystko zresztą mniej więcej w ten sposób się odbyło, jednak przy niemal 400 ofiarach śmiertelnych.
Powołanie gabinetu Witosa odbierało zamachowi stanu uzasadnienie (a lewica w dodatku zapowiadała aktywne protesty przeciw nowemu rządowi), spiskowcy tracili najistotniejszy argument i tzw. momentum – trzeba było reagować natychmiast. Dochodziła do tego jeszcze osobista głęboka niechęć Piłsudskiego do Witosa, zapewne spowodowana zaszłościami z czasów wojny bolszewickiej. W każdym razie – od dawna przygotowywany zamach, zmienił się nagle w chaotyczny, słabo skoordynowany i pośpieszny zespół działań, które doprowadziły na próg wojny domowej.
Józef Piłsudski, w wywiadzie dla Kuriera Porannego oświadczał, że staje „do walki, jak i poprzednio, z głównym złem państwa: panowaniem rozwydrzonych partii i stronnictw nad Polską, zapominaniem o imponderabiliach, a pamiętaniem tylko o groszu i korzyści”. Wywiad przeprowadzono 10 maja, jako błyskawiczną reakcję na powstanie nowego rządu. Ukazał się nazajutrz, większość nakładu natychmiast skonfiskowano. Piłsudczycy rozpoczęli ściąganie w okolice Warszawy pułków wiernych marszałkowi.
Przed burzą
12 maja od rana sytuacja była napięta. Do Warszawy ściągały oddziały wierne Piłsudskiemu oraz oddziały rządowe. Komunistyczna Partia Polski, Polska Partia Socjalistyczna, Stronnictwo Chłopskie i PSL „Wyzwolenie” deklarowały walkę z gabinetem Witosa i poparły marszałka. Pogłoski o rzekomym ostrzelaniu willi w Sulejówku zaogniły atmosferę. O 14.00 Rada Ministrów wydała oświadczenie potępiające „spiskowców i burzycieli ładu i porządku”, prezydent Wojciechowski wydał do żołnierzy odezwę podkreślającą konieczność dochowania wierności przysiędze. W wojskach wysyłanych przez rząd do obrony Warszawy szerzyły się jednak bunty. Po południu dywizjon 1. Pułku Szwoleżerów opanował (od strony warszawskiej) most Poniatowskiego. W wieżyczkach ustawiono karabiny maszynowe, na moście zbudowano barykadę. Szwoleżerowie jednak nie zajęli już skrzyżowania Nowego Światu i Alej Jerozolimskich – dopiero wówczas można byłoby użyć mostu jako przeprawy dla piłsudczykowskich oddziałów maszerujących z Pragi. Skrzyżowanie przytomnie zajęli wierni rządowi podchorążowie Oficerskiej Szkoły Piechoty. Centrum miasta było w klinczu.
Próba sił
Około 17.00 doszło do słynnego spotkania na Moście Poniatowskiego (czyli Trzecim Moście, jak wówczas mówiono) pomiędzy prezydentem Stanisławem Wojciechowskim a marszałkiem. Józef Piłsudski liczył zapewne na porozumienie z dawnym towarzyszem z PPS i redaktorem „Robotnika”. Legalistyczna postawa Wojciechowskiego była dla niego całkowitym zaskoczeniem. Obaj politycy rozmawiali na moście nie słyszani przez nikogo, nie można odtworzyć tej rozmowy. Jedynym świadectwem jest notatka samego prezydenta, który spotkanie opisuje następująco:
„Nadjechało auto z Piłsudskim i paru oficerami. Zbliżył się on sam do mnie, powitałem go słowami: stoję na straży honoru wojska polskiego – co widocznie wzburzyło go, gdyż uchwycił mnie za rękaw i zduszonym głosem powiedział – No, no! Tylko nie w ten sposób. – Strząsnąłem jego rękę i nie dopuszczając do dyskusji: – Reprezentuję tutaj Polskę, żądam dochodzenia swych pretensji na drodze legalnej, kategorycznej odpowiedzi na odezwę rządu.– Dla mnie droga legalna zamknięta – wyminął mnie i skierował się do stojącego o kilka kroków za mną szeregu żołnierzy. Zrozumiałem to jako chęć buntowania żołnierzy przeciwko rządowi w mojej obecności, dlatego idąc wzdłuż szeregu do swego samochodu, zawołałem: „Żołnierze, spełnijcie swój obowiązek”. Po odjeździe prezydenta marszałek usiłował namówić wiernych rządowi oficerów, by przepuścili go do Warszawy. Odmówili. Podobnie jak szeregowcy. „Marszałek odszedł od nas – wspominał jeden z kadetów Oficerskiej Szkoły Piechoty – cofając się parę kroków w tył do północnej balustrady wiaduktu. Oparł się o nią plecami i chwilę trwał w bezruchu zupełnie zgnębiony i blady. Po pewnym czasie jednak ocknął się i rzekł: »Zostawiam wam tu Wieniawę. Nie postrzelajcie się. Ja tu jeszcze do was wrócę«. Potem oddalił się, wsiadł do samochodu i odjechał ku Pradze.” Pozostawiony na moście Bolesław Wieniawa-Długoszowski został aresztowany, szwoleżerowie wycofali się do koszar, podchorążowie uchwycili cały most, łącznie z jego praską stroną. Wtedy właśnie padły pierwsze, niecelne jeszcze strzały krótkotrwałej wojny domowej.
Nikt nie wierzy, że to naprawdę
Józef Piłsudski pojechał do koszar 36 Pułku Piechoty, gdzie najpewniej przeszedł załamanie nerwowe, rozumiejąc, że z tej sytuacji nie ma już odwrotu i że dojdzie do strzelaniny. Znacznie więcej niż marszałek mieli do stracenia jego oficerowie. Kiedy Józef Piłsudski, nie mogąc podjąć decyzji, leżał na kanapie w koszarach 36 Pułku, akcją w mieście kierował ambitny generał Gustaw Orlicz-Dreszer, z podpułkownikiem Józefem Beckiem jako szefem sztabu.
Nie wiadomo, jaki byłby rozwój wypadków, gdyby nie jego decyzje. Wówczas jednak właśnie, około 18.30 doszło do pierwszej skutecznej wymiany strzałów. Zginęło pierwszych kilkunastu żołnierzy.
Podczas działań wojennych zginęło 215 żołnierzy i oficerów oraz aż 164 cywilów. Ta wysokość strat wśród ludności cywilnej dość dobrze obrazuje sam przebieg zamachu i trzydniowych walk. Walki trwały jedynie w ścisłym centrum Warszawy, wzdłuż tzw. osi saskiej, na Trakcie Królewskim i w jego okolicach. Mimo okopów na ulicach, użycia czołgów a nawet lotnictwa, życie toczyło się względnie normalnie. Ciekawscy przechodnie nie chowali się podczas wymiany ognia, mieszkańcy strefy walk nie odchodzili od okien mieszkań a w najlepszych restauracjach stolicy, mieszczących się dokładnie pośrodku strzelaniny, trwał serwis. Generał Ludwik Kmicic-Skrzyński wspominał: „Ruch na ulicach był więcej niż normalny. Masa ciekawskich przyglądała się działaniom. Dorożki i taksówki jeździły poprzez linie bojowe w obydwie strony. Jedynie, gdy rozlegały się gęstsze strzały, ludność kryła się po bramach, wysuwając głowy na zewnątrz".
„Bristol” i zamach
Pośrodku Krakowskiego Przedmieścia mieści się hotel „Bristol”, którego restauracja, bary i sala dancingowa uchodziły za jedne z najlepszych w Polsce. Można powiedzieć, że w „Bristolu” również rozpoczęła się droga do zamachu majowego.
Podczas słynnego przemówienia w sali malinowej hotelu w lipcu 1923 roku Piłsudski opowiadał o przeciwnikach politycznych: „Zapluty, potworny karzeł na krzywych nóżkach, wypluwający swoją brudną duszę, opluwający mnie zewsząd, nie szczędzący niczego, co szczędzić trzeba – rodziny, stosunków, bliskich mi ludzi, śledzący moje kroki, robiący małpie grymasy, przekształcający każdą myśl odwrotnie – ten potworny karzeł pełzał za mną, jak nieodłączny druh, ubrany w chorągiewki różnych typów i kolorów…”. W historiografii często przywołuje się to przemówienie jako początek przygotowań do przejęcia władzy. W „Bristolu” jednak karmiono świetnie. Z hotelowej karty z roku 1927 pochodzi przepis na rybę w sosie meunière, czyli „po młynarsku”.
Ryba po młynarsku
Składniki:
Filet rybny (najlepiej z płaskiej ryby morskiej – soli, turbota, ostatecznie flądry, ale może być również dorsz)
1/2 szklanki mąki pszennej
1/4 łyżeczki soli
1/4 łyżeczki pieprzu
1/2 szklanki masła klarowanego
2 łyżki soku z cytryny
Sposób przygotowania:
- Wymieszać mąkę, sól i pieprz w płaskim naczyniu.
- Filet umyć i osuszyć
- Zanurzyć filet w mieszance mąki, soli i pieprzu, aby równomiernie pokryć go nią z obu stron
- Rozgrzać patelnię o roztopić na niej połowę masła
- Na stopionym maśle smażyć filet po 2 minuty z każdej strony
- Przetrzeć patelnię papierem, rozpuścić pozostałe masło
- Dodać sok z cytryny, wymieszać, lekko zredukować
- Rybę na talerzu polać sosem