Pierwsze polskie zwycięstwo w bitwie morskiej od czasów pobicia krzyżaków na Zatoce Gdańskiej. Bitwa pod Oliwą, czyli na gdańskiej redzie, było również największy nowożytnym zwycięstwem polskiej floty.
![](https://adm.powiempolsce.pl/media/filer_public_thumbnails/filer_public/b9/49/b949757d-5b47-411f-ad84-b18f3cac2725/bandera_polskiej_marynarki_w_xvii_wieku_rys_adam_krom.jpg__240.0x160.0_q85_box-0%2C0%2C240%2C160_detail_subsampling-2.jpg)
Wojna ze Szwecją, mimo chwilowego rozejmu w roku 1626, trwała niemal bez przerwy od sześciu lat. W lipcu 1626 roku, król Szwecji Gustaw Adolf, jeden z najwybitniejszych dowódców wojskowych swoich czasów, zebrawszy potężne siły inwazyjne, uderzył na Pomorze. Zygmunt III Waza, przy licznych swoich talentach, nie zrzekł się praw do korony szwedzkiej. Wojny ze Szwecją toczone przez wszystkich trzech zasiadających na polskim tronie członków tej rodziny, wynikały właśnie z tego dążenia. Zygmunt, Władysław i Jan Kazimierz tytułowali się królami Szwecji, choć szanse na przejęcie tronu w Sztokholmie był przecież żadne.
Zdobyć Gdańsk
Gustawowi Adolfowi szło znakomicie. Błyskawicznie, zazwyczaj bez walki, zajął większość Pomorza. Ostrzył sobie zęby na Gdańsk, który – przy całej autonomii i osobności – należał do Rzeczpospolitej. Jednak gdańscy mieszczanie nie mieli ochoty na zmianę suwerena. Od dawna już miasto otoczone było praktycznie niezdobytymi fortyfikacjami – nie mógł pokonać ich Stefan Batory podczas wojny z Gdańskiem. Po drugie, gdańszczanie radykalnie wzmocnili siły najemne. Żołnierze z Niemiec i Holandii byli opłacani za służbę miastu. Wreszcie – wysoka woda pozwoliła gdańszczanom praktycznie zatopić Żuławy, na których właśnie wygodnie rozłożyła się armia Gustawa Adolfa, na długo utrudniając Szwedom oblężnicze plany. Ci jednak, nie mogąc zdobyć miasta, zablokowali Gdańsk od strony morza obkładając całość jego morskiego handlu trzydziestoprocentowym cłem. To oczywiste, że do blokady Gdańska potrzeba było poważnych sił morskich. Oczywistym jest również, że wody Zatoki trzeba było patrolować.
Spotkanie w Zatoce
W takiej mniej więcej sytuacji, 28 listopada 1627 roku, szwedzkie okręty kręcące się po Zatoce Gdańskiej, dostrzegły na gdańskiej redzie okręty polskie. A ponieważ tak się złożyło, że szwedzka eskadra nie składała się z byle jakich patrolowych okręcików, ale z tzw. okrętów średniej wielkości, z admiralskim „Tigernem”, wiceadmiralskim „Pelikanem” i podobnej klasy, co „Tigern” „Solenem” na czele, decyzja o konfrontacji wydała się naturalna. Polski (i gdański) plan właśnie taką reakcję przewidywał. Związana w Zatoce Gdańskiej szwedzka flota dokonywała właśnie „zmiany warty”. Na północ, celem wymiany załóg i uzupełnienia zapasów, odpłynęło niedawno aż 19 szwedzkich okrętów. Na wodach Zatoki zostało ich zaledwie sześć. Bardzo silnych, doskonale uzbrojonych, ale jednak – tylko sześć. Komisja Okrętów Królewskich, czyli polski urząd powołany przez Zygmunta III w celu budowy silnej floty, wydała rozkazy. Osłabionych Szwedów należało atakować. W Zatoce czekało na nich aż 10 okrętów, w tym dwa wyjątkowo potężnie uzbrojone galeony – „König David” i „Ritter Sankt Georg”.
Nowy admirał
Komisja powołała dowódców, którzy mieli błyskawicznie opracować plan ataku. Funkcję admirała polskiej floty pełnił, od dawna służący w polskiej armii, Holender, Wilhelm Appelmann, uczestnik m.in. bitwy pod Chocimiem. Appelmann był jednak akurat chory. Komisja do obowiązków admiralskich na czas zbliżającej się bitwy, powołała Arendta Dickmanna, innego holenderskiego mieszkańca Gdańska. Dickmann był prywatnym armatorem a zarazem kapitanem jedynego statku, jakim dysponował. Statek ten transportował drewno. Dickmann jak mało kto znał wody Zatoki, mieszkał w Gdańsku już od 19 lat. Do służby królewskiej wstąpił w roku 1626, po rozpoczęciu kolejnego etapu wojny szwedzko-polskiej. To on miał dowodzić bitwą z pokładu galeonu „Rycerz Święty Jerzy”.
Bitwa
To polski galeon admiralski rozpoczął bitwę atakując swój szwedzki odpowiednik. Bitwa toczyła się w dwóch grupach. „Święty Jerzy” przy udziale „Panny Wodnej” walczył z „Tigernem”, „Wodnik” i „Biały Lew” – z „Solenem”. W obu przypadkach doszło do polskiego abordażu na szwedzkie okręty. „Tigern” został zdobyty i przejęty, szyper „Solena” wysadził okręt wraz z częścią atakujących i własnej załogi. Większości Polaków i Szwedów udało się przeskoczyć na pokład „Wodnika”. „Solen” poszedł na dno koło południa. W zamieszaniu polski „Pelikan” wystrzelił w stronę zdobytego już „Tigerna” ciężko raniąc przebywającego już na jego pokładzie admirała Dickmana, który zmarł, nim bitwa się skończyła. Szwedzkie okręty uciekły na pełne morze, polskie, wraz z „Tigernem” odpłynęły do Wisłoujścia.
Pogrzeb admirała
Wolfgang von der Oelsnitz z Komisji Okrętów Królewskich wysłał do Zygmunta III szczegółowy raport. Czytamy w nim: „Niektóre z pocisków trafiły w znajdującego się obok „Tygrysa”, na którym był admirał Dickmann. Jeden z pocisków zmiażdżył obie nogi admirała. W niecałe pół kwadransa, pochwaliwszy i podziękowawszy Bogu, Dickmann zszedł z tego świata." Urzędnik opisuje też uroczysty pogrzeb admirała przeprowadzony na koszt miasta. „Ciało w trumnie okrytej czerwonym suknem w asyście wielu oficerów wodą z Mindy (Wisłoujścia) do Żurawia przewieziono, gdzie je wyładowano i na trumnę położono goły pałasz, kapelusz z piórami i inne znaki godności. Stamtąd oficerowie nieśli je do kościoła. Przed trumną szli parami wszyscy wzięci w niewolę Szwedzi, wśród których było też dwóch kapłanów. Dalej część żołnierzy, po nich uczniowie, a zaraz za zwłokami panowie Komisarze Królewscy, także wielu spośród Rady oraz pospólstwa. Mowę żałobną, którą później wydrukowano, miał pan Jan Cramerus, proboszcz świętego Jana. Również złożenie do grobu bardzo uroczyście się odbyło”.
Zwycięstwo pod Oliwą nie pomogło polskiej flocie, która w następnym roku odniosła porażkę w bitwie ze Szwedami, po czym odpłynęła do Wismaru, by dołączyć do floty cesarskiej, co nigdy się nie stało. Jednak wydarzenia oliwskie i czasowe zdjęcie szwedzkiej blokady z wód Zatoki, wpłynęło na silniejsze związanie Gdańska z Rzeczpospolitą. 28 listopada 1918, w rocznicę bitwy pod Oliwą, Naczelnik Państwa Józef Piłsudski rozkazał utworzyć polską marynarkę wojenną.
Hiszpańska moda
Jak wiadomo, dwór Zygmunta III pod każdym względem hołdował modzie na Hiszpanię. Dotyczyło to również kuchni. Wiadomo, że na Wielkanoc celebrowano na warszawskim zamku „alaputryną”, czyli jakąś wersją olla podrida – hiszpańskiego bigosu mięsnego. Można mniemać, że wydany w 1611 roku bestseller hiszpańskiego kucharza, Francisco Martineza Montiño – „Arte de cocina, pasteleria y conserveria” dotarł także na dwór w Warszawie. W książce Hiszpana mnóstwo jest przepisów na eschabeche – nieskomplikowane dania w marynacie o jeszcze arabskiej proweniencji. Wśród nich znajduje się również przepis na przepiórki w escabeche. Wyjątkowo prosty.
Perliczki w marynacie escabeche
Składniki:
Nogi perliczek (ewentualnie można zastąpić je kurczakiem)
Pół szklanki oliwy
Duża cebula
Główka czosnku
Pół szklanki białego wina
Pół szklanki octu naturalnego lub winnego
Pieprz
Mielona ostra papryka
Listek laurowy
Świeży rozmaryn
Dwie szklanki bulionu drobiowego
Sposób przygotowania:
- Nogi perliczek umyć i osuszyć
- Cebulę pokroić w piórka, czosnek posiekać
- W garnku o grubym dnie rozgrzać oliwę
- Na małym ogniu smażyć cebulę, czosnek i wszystkie przyprawy aż cebula się zeszkli
- Dodać nóżki perliczek i obsmażać z obu stron przez 5 minut
- Wlać wino, ocet i bulion
- Przykryć garnek i dusić na bardzo małym ogniu do pełnej miękkości mięsa
Podawać na gorąco lub na zimno polane sosem z duszenia