25 kwietnie 1945 roku w operze w San Francisco rozpoczęła się konferencja założycielska Organizacji Narodów Zjednoczonych. Jedynym reprezentantem Polski był na niej pianista.

Była duża sala, pełna chorągwi. Ja przyszedłem na próbę i na próbie szukałem chorągwi polskich. Chorągwi polskiej nie było. – Jak to – powiedziałem – cała wojna szła przecież o Polskę. Niby to Francja, Anglia, Ameryka walczyły za Polskę. Byłem absolutnie wściekły. Więc koncert po południu, musiałem zawsze podczas wojny grać na początku hymn amerykański. I grałem tym razem też, jak zwykle, ale nagle coś we mnie wezbrało. Moja żona stała tam za kulisami, widziała, co ja robię. Wstałem z krzesła, zamiast grać dalej, powiedziałem: Tutaj, w tej sali, chcecie urządzić szczęśliwą przyszłość świata. Brakuje mi chorągwi Polski, za którą walczyliście i która straciła swój kraj. Ja tego nie mogę tolerować. Ja wam zagram hymn Polski. I proszę wstać!No i wstali. Ja im zagrałem hymn polski Jeszcze Polska nie zginęła – powoli, powolutku. Z całego serca.
- Tak wspominał po latach Artur Rubinstein wydarzenia z budynku opery w San Francisco z 13 maja 1945 roku.
Dwa rządy, żadnej delegacji
W kwietniu do San Francisco przyjechali przedstawiciele 50 narodów, by dyskutować o przyszłości świata. Nie był to współczesny odpowiednik Konferencji Paryskiej, ale zaczyn organizacji, która skuteczniej od Ligi Narodów miała gwarantować światowy pokój i utrzymywać status quo w równowadze przyszłych interesów poszczególnych państw. Wojna jeszcze trwała. Zarówno na Pacyfiku, jak i w Europie. Delegacje więc wysyłały narody alianckie. Na konferencji w operze nie było jednak delegacji polskiej. Nie było jej, przypomnijmy, także na londyńskiej paradzie zwycięstwa niedługo później. Powód był ten sam: nie drażnić Stalina. Kilka miesięcy wcześniej ekspozytura sowieckich interesów nad Wisłą, czyli PKWN, przekształciła się w Rząd Tymczasowy, czyli tzw. rząd lubelski. Choć nie był on (jeszcze!) rozpoznany na arenie międzynarodowej, wiadomo było, że reprezentuje interesy Wuja Joe – cennego sojusznika, który prowadził właśnie natarcie na Berlin. Londyński rząd premiera Arciszewskiego nie miał już właściwie wpływu na nową sytuację. Dwa miesiące wcześniej mniej więcej zakończyła się konferencja w Jałcie, podział wpływów na świecie ustalony jeszcze w Teheranie w 1943 roku, stał się faktem. To w Jałcie ustalono (w charakterze listka figowego dla Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych), że w „nowej” Polsce powstanie „rząd jedności narodowej”. Ten jednak nie powstał. Istniały za to dwa rządy – jeden uznawany przez świat a nieuznawany przez Sowiety i drugi – o cechach dokładnie odwrotnych. Foreign Office już od dawna zostało przez Sowiety powiadomione, że Rosja nie będzie brała udziału w żadnej konferencji międzynarodowej, w której Polska byłaby reprezentowana przez Rząd Polski w Londynie – pisał w marcu 1945 roku ambasador RP w Wielkiej Brytanii, Edward Raczyński.
Nie strzelać do pianisty
Na konferencji w San Francisco nie pojawiła się zatem żadna polska delegacja. Dyplomatyczny klincz między legalizmem a realizmem politycznym sprawił, że jedynym reprezentantem Polski był na konferencji… Artur Rubinstein. I chyba, poza spontanicznością gestu, pianista zdawał sobie sprawę z własnej roli. „Mazurek Dąbrowskiego” odegrał powoli, majestatycznie i głośno. Sala stała, po zakończeniu hymnu przetoczyły się przez nią rzęsiste oklaski. Nawet członek sowieckiej delegacji Nikita Chruszczow został przez sytuację do oklasków zmuszony. Wszyscy manifestację Rubinsteina zrozumieli a nazajutrz gazety miały o czym pisać.
Nie wiadomo, czy na skutek wystąpienia pianisty, trzeciego dnia konferencji, 27 kwietnia, wystosowano pod adresem Polski (choć nie wiadomo pod który z dwóch) specjalną rezolucję, która w przestrzeni symbolicznej zaznaczała polski udział w konferencji założycielskiej ONZ. W dokumencie podkreślano walory polskich postaw podczas wojny i deklarowano rezerwację miejsca na polski podpis w Karcie Narodów Zjednoczonych. Ze względu na niecodzienny przypadek naszego kraju, artykuł 3. Karty Narodów Zjednoczonych zyskał brzmienie następujące:
Pierwotnymi członkami Organizacji Narodów Zjednoczonych są państwa, które bądź uczestniczyły w konferencji Narodów Zjednoczonych w San Francisco, bądź uprzednio podpisały Deklarację Narodów Zjednoczonych z dnia 1 stycznia 1942 roku oraz podpiszą niniejszą Kartę i ratyfikują ją zgodnie za artykułem 110.
15 października 1945 strona polska sygnowała dokument stając się 51. krajem-założycielem ONZ. Podpis pod Kartą złożył przedstawiciel komunistycznego już, choć jeszcze nie w pełnI otwracie, Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej.
Dyplomacja kulinarna
Żona stała w kulisach – wspominał Artur Rubinstein. A żona – to słynna Nela, czyli Aniela córka Emila Młynarskiego – skrzypka, dyrygenta, kompozytora i założyciela Filharmonii Warszawskiej, mieszkanka domu otwartego, prowadzonego przez rodziców w jednym ze skrzydeł budynku opery warszawskiej, której Młynarski był dyrektorem.
Od wczesnego dzieciństwa w „wielkim świecie”, już w nim pozostała. Jako żona Artura przyjaźniła się z Rachmaninowem, Strawińskim, Picassem, Rotschildami, Kennedymi. Przyjaźniła się i… karmiła. Okazało się, że tak jak niektórzy ludzie mają absolutny słuch, ja mam coś w rodzaju absolutnego smaku – pisała we wstępie do swojej międzynarodowo bestsellerowej „Kuchni Neli”. Zaopatrzona w tę cechę, potrafiła ugotować wspaniałości w każdych warunkach, łącznie z jednopalnikowymi kuchenkami elektrycznymi.
Najwięksi tego świata ustawiali się w kolejce po jej mazurki, przysyłali własnych kucharzy, by uczyli się jej bigosu.
Muszę przyznać, że nigdy się na nim nie zawiodłam – pisała Nela o bigosie i kilku pokoleniach kucharek z Iłgowa nad Niemnem, majątku rodziny matki, które recepturę na bigos udoskonalały. W efekcie powstało wyrafinowane w smaku danie, które tak smakowało wyrafinowanym przyjaciołom Artura, że wkrótce stało się moim plat de résistance – wspominała Nela. Bigos podawała w Paryżu, Wenecji i Nowym Jorku. Przepis nie jest bardzo prosty, ale bigos – legendarny.
Bigos Neli Rubinstein
Składniki:
1 kg świeżej łopatki wieprzowej (można zastąpić łopatką wołową lub cielęcą)
50 dag kiełbasy
2 dag suszonych prawdziwków
3 szklanki esencjonalnego bulionu wołowego
3 łyżki margaryny
2 kg kiszonej kapusty
50 dag wędzonego boczku
4 jabłka
1 kg pomidorów lub mała puszka koncentratu pomidorowego
12 rozgniecionych owoców jałowca
12 ziarenek pieprzu
2 listki laurowe
4 średniej wielkości cebule
50 dag szynki
2 łyżki stołowe cukru
1/2 szklanki wytrawnego wina (według uznania)
1 kostka bulionowa (według uznania)
Przygotowanie:
- Piekarnik nagrzać do 150°C. Suszone prawdziwki zalać bulionem i odstawić by zmiękły.
- Łopatkę natrzeć solą i pieprzem, wysmarować margaryną i położyć na brytfannie. Zalać 1/2 szklanki wody i wstawić do piekarnika.
- Kapustę kiszoną wypłukać w zimnej wodzie aby pozbyć się nadmiaru kwasu. Osączyć i wycisnąć.
- Boczek pokroić w kostkę, włożyć do garnka i trzymać na ogniu tak długo, aż lekko zbrązowieje.
- Jabłka obrać, wydrążyć i zetrzeć na tarce.
- Po godzinie moczenia grzyby wyjąć z bulionu, dobrze osączyć i cieniutko pokroić. Bulion odstawić.
- Wszystkie składniki umieścić w ciężkim rondlu, zaczynając od warstwy przyrumienionego boczku. Następnie położyć warstwę kiszonej kapusty, dalej grzyby, pomidory i na końcu jabłka. Pomiędzy poszczególnymi warstwami powinny znaleźć się owoce jałowca i listki laurowe. Garnek przykryć, postawić na małym ogniu i dusić półtorej godziny.
- Po godzinie do piekącego się mięsa dołożyć pokrojoną w ćwiartki cebulę. Posolić i podlać odrobiną wody. Temperaturę w piekarniku podnieść do 180°C i piec mięso jeszcze godzinę, aż będzie zupełnie miękkie. W tym czasie kiełbasę pokroić w kostkę i smażyć na małym ogniu 10 min, szynkę również pokroić w kostkę, połączyć z kiełbasą i odstawić.
- Z cukru sporządzić karmel i gdy nieco ostygnie połączyć go z bulionem, w którym moczyły się prawdziwki.
- Upieczone mięso ostudzić, a następnie pokroić w kostkę. Po półtorej godzinie garnek z duszącymi się składnikami zdjąć z ognia i do jego zawartości dodać bulion z karmelem oraz pieczone mięso, kiełbasę i szynkę. Wszystko zalać winem wedle gustu.
- Zawartość garnka bardzo starannie wymieszać i postawić na małym ogniu. Dusić 30 min, uważając, by potrawa się nie przypaliła. Spróbować: być może trzeba będzie dodać kostkę bulionową i nieco soli. Podawać z gotowanymi ziemniakami lub żytnim chlebem.