Dom Braci Jabłkowskich, najpiękniejszy dom towarowy na wschód od berlińskiego KaDeWe, mimo, że przez większość czasu borykał się z poważnymi trudnościami, stał się synonimem luksusowego magazynu. Ani wcześniej, ani później nie było w Polsce niczego podobnego.
W listopadzie 1914 roku, właśnie wtedy, kiedy Towarzystwo Akcyjne Bracia Jabłkowscy miało ostatecznie zatriumfować otwierając Dom Towarowy Bracia Jabłkowscy – perłę w koronie dynamicznie rosnącego rodzinnego imperium, wszystko się zawaliło.
Do otwarcia najnowocześniejszego domu handlowego Królestwa (a może i Cesarstwa?) wprawdzie doszło, w dodatku o czasie, jednak czas ów nie był już tym, czym kilka miesięcy wcześniej. Wielka Wojna, zanim jeszcze na dobre się rozpętała, pokrzyżowała właścicielom szyki już na samym początku. Potem było tylko gorzej. Zarówno bowiem dostawcy, jak i klienci Domu rozsiani byli po całym terenie Imperium a Imperium właśnie szło na wojnę. Produkcja jeszcze nie przestawiła się na wojenną, może w listopadzie 1914 roku można było żywić jakieś nadzieje na krótkotrwałość konfliktu, ale wraz z kolejnymi miesiącami nadzieje te musiały blednąć. Przerwane linie dostaw, koniec sprzedaży wysyłkowej, zanim się jeszcze zaczęła i słabnące zainteresowanie wczorajszą sensacją. To nie były czasy na towary luksusowe, wiadomo było to już dość wcześnie, jeszcze na długo przed nadejściem biedy, głodu i hiperinflacji. Początek Domu Braci Jabłkowskich mógł być zarazem jego końcem. I końcem Towarzystwa Akcyjnego, zważywszy na powszechną dekoniunkturę i drenującą kieszeń wielkość inwestycji. Właściciele nie produkowali – sprzedawali towary luksusowe – z tak sprofilowaną działalnością trudno też zarobić na wojnie.
A dwa lata wcześniej wszystko wyglądało inaczej. Właśnie powstało towarzystwo akcyjne, właśnie dołączyli nowi wspólnicy, właśnie wykupiono parcelę w centrum miasta i zaczęto budować najpiękniejszy dom towarowy na wschód od berlińskiego KaDeWe.
Rodzina i wytrwałość
Skąd ten sukces? Trzeba się cofnąć (co najmniej) do roku 1880, kiedy dziewięcioro dzieci Józefa Jabłkowskiego, założyło Towarzystwo Braci Jabłkowskich. Towarzystwo nie miało w sobie nic z wielkiego kapitału – rodzinie wiodło się źle. Jabłkowski senior, do niedawna drobny ziemianin spod Kalisza, później zbankrutowany przedsiębiorca, nie miał pieniędzy, miał natomiast jedenaścioro dzieci. Najstarszy z synów zmarł, najstarsza córka wyszła za mąż, pozostała dziewiątka zaś założyła rodzinną kasę zapomogowo-pożyczkową, przeznaczoną jedynie dla członków rodziny, całkowicie wewnętrzną, do której każde regularnie wpłacało niewielkie sumy, by poratować się w trudniejszych chwilach. Jabłkowscy imali się przeróżnych zawodów, zaczynali pracować już na etapie gimnazjum i niewiele wskazywało na to, by mieli radykalnie zmienić bytowe perspektywy.
W roku 1884 Aniela Jabłkowska w rodzinnym mieszkaniu przy Brackiej zaczęła prowadzić tajny sklepik. Tajny, bo najprawdopodobniej unikała podatków. Handlowała artykułami piśmiennymi oraz tak zwanym mydłem i powidłem. O sklepiku mieszczącym się w szafie wiedzieli jedynie wtajemniczeni. Interes szedł powoli ale jednak szedł. Po czterech latach dziewczynę stać już było na wynajem osobnego lokalu na Hożej. I na zmianę asortymentu – Aniela zaczęła handlować tkaninami. Z fatalnym skutkiem, niestety. Gdyby nie rodzinne Towarzystwo, mikroprzedsiębiorstwo by nie przetrwało. Jednak najważniejszym zastrzykiem finansowym była inwestycja posagu żony Józefa juniora. Józef z jakichś przyczyn uwierzył w perspektywy biznesu siostry i zainwestował weń wszystko, co miał. Było to zapewne jedyne jako-tako działające rodzinne przedsiębiorstwo. Józef nie był inwestorem, miał tylko trochę żoninych pieniędzy, wolał ograniczać ryzyko i trzymać się rodziny. W 1897 roku więc Józef, wniósłszy pieniądze żony do sklepu siostry, najwyraźniej przejął nad nim kontrolę. Zmiany, które wprowadził, były radykalne – sklep przestał handlować tkaninami, zaczął sprzedawać zupełne novum, jakim pod koniec wieku XIX były gotowe ubrania. Idea stroju typu casual była całkowicie nowoczesna i skorzystała z cech nowinki – stała się popularna. Józef i Aniela przenieśli sklep na Bracką 20 – tym razem był to już sklep z prawdziwego zdarzenia, do jego obsługi dołączył młodszy brat. Gotowe ubrania Jabłkowskich okazały się równie pociągające i modne, jak McDonald’s w Polsce początku lat 90. kolejnego stulecia – trafiły w swój czas.
Dwóch braci i siostra trzy lata później przenieśli stale rosnący sklep na Bracką 23. Tam w końcu wykupili cały budynek i – to było ostateczną pieczęcią sukcesu – zaczęli prowadzić sprzedaż wysyłkową. W tej samej cenie dla każdego zakątka Imperium – czy to Węgrów, czy Nowosybirsk. I – powyżej pewnej kwoty zamówienia – z darmową wysyłką. Dla Jabłkowskich rozpoczęła się złota dekada zakończona kupnem parceli na Brackiej 25, obok istniejącego już sklepu i początkiem budowy wielkiego domu towarowego.
Jeszcze więcej wytrwałości
Projekt był niezwykle ambitny – nową, modernistyczną bryłę projektowali Franciszek Lilpop i Karol Jankowski. Inspiracją był berliński dom towarowy Wertheima – porównywalny gabarytowo. Prosta i trwała żelbetowa konstrukcja chroniła równie proste, unikające zbędnych podziałów wnętrze. Nad centralną, okazałą klatką schodową górowały trzy ogromne, ciągnące się przez trzy kondygnacje, okna pokryte witrażami projektu Edmunda Bartłomiejczyka, pośrodku jeździła pierwsza w Warszawie przeszklona winda.
Jednak koniec Wielkiej Wojny niczego nie zmienił. W nowopowstałej Polsce szalała nędza, inflacja, momentami głód, furorę robiły broszury i książki kucharskie o tanich daniach z ziemniaków. No i nie było już Imperium. Rynek zniknął, nawet, gdyby miał się odbudować, byłby znacznie mniejszy. Na ulicach protestowali głodni robotnicy (zresztą nie tylko oni), a w Krakowie na demonstrantów szarżowała policja. Tych kilka lat po wojnie było dla przedsiębiorstwa prawdziwym „być albo nie być”. I trwało wyjątkowo długo, dopiero zmiana pokoleniowa pozwoliła wyjść z dekoniunktury.
W roku 1926 syn Józefa, Feliks, rozpoczął w Domu Braci Jabłkowskich nową epokę. Można było w nim kupić nie tylko ubrania, ale zabawki, artykuły papiernicze, różne domowe sprzęty. Sklep wyposażony był w kawiarnię i miejsce zabaw dla dzieci. Słowem – był to nowoczesny dom towarowy, do którego przychodziło się nie tylko po zakupy – jak Harrods czy wspomniane KaDeWe. No i personel – najlepszy w Polsce, często bardzo dobrze wykształcony, znający języki, nieustanie szkolony, szczycący się doskonałymi manierami. Prócz sprzedawców – cały sztab krawców i krawcowych (poprawki na miejscu), projektantów wystaw, układaczy towaru i ogromne zaplecze pracowników niemających bezpośredniego kontaktu z klientami. Jabłkowscy byli doskonałymi pracodawcami – w firmie działały sekcje sportowe, Dom zatrudniał absolwentów Szkoły Głównej Handlowej oferując im pierwszą pracę, zapisywał pracowników do kasy zapomogowej. Dostać się tam do pracy było marzeniem tysięcy.
Dwudziestolecie było dla firmy złotym okresem a dom towarowy – jednym z najbardziej prestiżowych miejsc stolicy. W czasie wojny udało się jakoś Jabłkowskim przetrwać aż do powstania, kiedy w budynku zorganizowano szpital.
Po kapitulacji powstania warszawskiego Niemcom nie udało się zniszczyć całej budowli – solidna struktura z charakterystyczną główną klatką schodową i wielkimi, łukowatymi oknami – została. Po 1945 roku dawni pracownicy wraz z Feliksem Jabłkowskim rozpoczęli odbudowę i wznowili działalność Domu. Firmę zniszczyła dopiero „wojna o handel” i „domiar” czterokrotnie przekraczający zysk. Dom Towarowy Braci Jabłkowskich upaństwowiono, po czym w roku 1951 umieszczono w nim Centralny Dom Dziecka (sklep z artykułami dla dzieci), potem Dom Obuwia, a w końcu biura. Po 1989 roku mieścił się tam dom handlowy, wreszcie wielopiętrowa księgarnia. Spadkobiercy dawnych właścicieli odzyskali budynek w roku 1996, jednak pomimo ambitnych planów przywrócenia budynku do funkcji luksusowego domu towarowego, nie udało się ich zrealizować.
Tort czekoladowy z wystawy wiedeńskiej
Dom Towarowy Braci Jabłkowskich oglądał się na słynne magazyny Europy, jego elegancka kawiarnia – na kawiarnie europejskie. Podobnie jak nowoczesne książki kucharskie, w które zaczęła obfitować druga połowa Dwudziestolecia. Maria Disslowa, autorka bestsellerowego „Jak gotować” – najmodniejszej książki kucharskiej pokolenia, podaje własny przepis na polską wersję wiedeńskiego Tortu Sachera. Przepis pochodzi bezpośrednio z książki.
Składniki:
18 dkg masła
18 dkg rozgrzanej czekolady
18 dkg cukru
Na krem:
5 jaj
18 dkg cukru
3 dkg mąki
Wanilia
18 dkg masła
18 dkg czekolady,
6 dkg zrumienionych orzechów.
Sposób przygotowania:
Masło, rozgrzaną czekoladę, cukier utrzeć na masę, dodawać po jednemu żółtka, poczem dodać zmielone migdały i ubitą pianę, wymieszać, nałożyć do czterech tortownic, upiec 4 blaty. Po wystudzeniu przełożyć kremem. Na krem: ubić 5 jaj w garnku na ognisku z cukrem, mąką i wanilją, aż zgęstnieją. Osobno utrzeć masło, dodać rozgrzaną czekoladę, zmieszać z wystygniętym kremem, dodać zrumienione i zmielone orzechy. Poczem położyć krem na lodzie, gdy stężeje, przełożyć tort i polukrować.