150 lat temu przyszedł na świat Tadeusz „Boy” Żeleński – geniusz przekładu, którego zasługi dla polskiej literatury są niewyobrażalne. Jednak nawet dziś, nie da się go jednoznacznie ocenić.
Jestem człowiekiem niewygodnym – pisał o sobie Tadeusz „Boy”-Żeleński w 1929 roku na łamach „Wiadomości Literackich”. Trudno o trafniejszą charakterystykę człowieka, który przez całe życie budził skrajne emocje. Syn kompozytora, wychowany w artystycznej atmosferze krakowskiego salonu, miał przed sobą zupełnie inną drogę niż ta, którą ostatecznie podążył.
Narodziny Boya
Kraków przełomu wieków był osobliwym stworem oraz unikatem na kuli ziemskiej wszech czasów – pisał Boy w „Znasz-li ten kraj?”. Pod skorupą mieszczańskiej przyzwoitości kipiało życie cyganerii –wspominał. Tadeusz Żeleński szybko stał się częścią tego świata. W Jamie Michalikowej, gdzie narodził się słynny „Zielony Balonik”, debiutował utworem „O bardzo niegrzecznej literaturze polskiej i jej strapionej ciotce”, który z czasem znalazł się w słynnych, prześmiewczych „Słówkach”. Młody lekarz czuł się w awangardowym, jak na owe czasy, kabarecie literackim, jak ryba wodzie.
Jednak Boy nie był krakowianinem z urodzenia. Syn kompozytora, Władysława Żeleńskiego i Wandy z Grabowskich, uczennicy i powiernicy Narcyzy Żmichowskiej, urodził się w Warszawie i przeprowadził się do Krakowa z rodzicami jako siedmiolatek. Ostatecznie więc Kraków był jego miastem i Kraków go ukształtował.
Chowałem się w atmosferze sztuki i artyzmu, mimo to, nie bardzo wiem czemu, ukończywszy w Krakowie gimnazjum, znalazłem się na medycynie – wspominał. – Może to były sugestie nie tak dawnej jeszcze epoki pozytywizmu, że wszystkie studia nad człowiekiem trzeba zacząć od początku, od krajania trupów. Dość szybko zorientowałem się w omyłce, mimo to ukończyłem ten wydział z pewnym wysiłkiem woli co prawda, gdyż myśl uciekała mi wciąż w inne strony. Przyznam się zresztą, że w tej rozterce ducha przeważnie grałem w karty.
Wbrew rzekomym proroctwom krakowskich literatów, młody Tadeusz Żeleński był lekarzem dobrym i zapalonym – doktorat, stypendium naukowe w Paryżu, praca w Klinice Pediatrycznej UJ, całkiem sporo artykułów naukowych i zaangażowanie w organizację Kropla Mleka, zajmującą się higieną żywienia dzieci, wskazują, że początkowo był szczerze przywiązany do kariery medycznej, którą definitywnie przerwał w roku 1919, a więc dopiero jako 45-latek.
Z drugiej strony jednak, jak pół młodego Krakowa, jest w młodości pod wrażeniem Stanisława Przybyszewskiego, jak pół młodego Krakowa kocha się w Dagny Przybyszewskiej i pisze wiersze. Pierwsze sonety, jeszcze młodopolskie z ducha, ośmiela się nawet opublikować, by potem już zawsze się ich wstydzić. Od kiedy po raz pierwszy wystąpił w „Zielonym baloniku” porzucił styl rapsodyczny i zajął się „Słówkami” – ciągnącą się przez ponad dekadę żartobliwą, wierszowaną i kpiarską kroniką życia krakowskiego. Narodził się Boy – taki pseudonim przybrał w kabarecie.
Boy, po powrocie z wojny (służył w c.k. armii jako lekarz kolejowy) podjął pierwszą poważną racę poza medycyną. Został recenzentem teatralnym wciąż konserwatywnego krakowskiego „Czasu”. Krytyką teatralną zajął się na tyle poważnie, że w roku 1928 objął posadę kierownika literackiego Teatru Polskiego w Warszawie.
Jednak to nie błyskotliwe teksty o teatrze przyniosły mu szaloną zupełnie popularność w Dwudziestoleciu. Dzięki swojej legendarnej pracowitości i zupełnie niezrównanemu talentowi, słuchowi językowemu, niedawny lekarz zostawił ogromną spuściznę znaną powszechnie jako „Biblioteka Boya”. Znajduje się w niej ponad sto tomów kanonu literatury francuskiej. Najczęściej – po raz pierwszy przybliżających je polszczyźnie.
Dręczyła mnie tęsknota za Paryżem, brakowało mi owego cudownego uśmiechu Francji, jej żartobliwej, a głębokiej mądrości, jej miłosnego powiewu. Zacząłem doznawać mglistej potrzeby, aby (...) stworzyć sobie w gabinecie sztuczną Francję, coś niby modne dzisiaj w medycynie „sztuczne serce górskie”. Zacząłem tłumaczyć – wspominał. Tłumaczyć jednak zaczął znacznie wcześniej, już podczas pobytu w Paryżu. Palmy akademickie, jedno z najwyższych francuskich odznaczeń państwowych, otrzymał już w roku 1914 (później jeszcze trzykrotnie otrzyma Legię Honorową). Za przekład całości (!) Moliera. Trudno jest przecenić translatorski dorobek Boya. W jego bibliotece znajdują się najważniejsze tytuły literatury francuskiej i jaj najważniejsi autorzy. Miał też tendencję do, jak w przypadku Moliera, przekładać cały dorobek danego pisarza. Dzięki Boyowi polszczyzna poznała m.in. „Dzieje Tristana i Izoldy”, „Pieśń o Rolandzie”, całe oeuvre Villona, Rebelais’go, Montaigne’a, Brantôme’a, Pascala, Moliera oraz mnóstwo urtworów Stendhala, Balzaca, Musseta, Mériméego, Verlainea , Racine’a, Lesage’a, Monteskiusza, Marivaux, Woltera, Crébillona, Rousseau, Diderota, Laclosa, Beaumarchais, Chateaubrianda, Corneille’a i wielu innych. W większości przypadków są to jedyne istniejące w polszczyźnie przekłady francuskich klasyków.
Zburzyć wszystkie pomniki Mickiewicza, odlać z nich wielką armatę i nabić w nią pewną ilość jego komentatorów. Odełgać życie Mickiewicza, zbadać na nowo jego tajemnice i zakamarki, nie pod kątem 'krzepienia serc' i hipokryzji narodowej, ale pod katem istotnej prawdy. Napisać na nowo ten wzruszający i patetyczny żywot, w którym poeta poprzez namiętności, upadki i mękę, błądząc i kajając się i błądząc w samym swoim kajaniu, szedł do świętości. Amen – postulował.
Między misją a zdradą
Dopóki będzie można wykrzykiwać „Bóg", tam gdzie w gruncie chodzi o władzę i o pieniądze, dopóty kasta dzikusów będzie regulatorem spraw najdonioślejszych. Są bakterie, które zabija się światłem – pisał. W zbiorach „Dziewice konsystorskie”, „Piekło kobiet” i „Nasi okupanci” domagał się powszechnej antykoncepcji, prawa do aborcji i zarzucał Kościołowi pozycję „żandarma sumień”. Był w tym niezwykle aktywny, wraz z Ireną Krzywicką założył prywatną Poradnię Świadomego Macierzyństwa, która wkrótce zmieniła się w całą sieć rozsianych po Polsce placówek. Odczyty w całej Polsce, debaty, artykuły prasowe. Księży nazywał „okupantami”, co zaś, za prymasem Augustem Hlondem, określali Boya mianem sługi szatana. Początek lat 30 to już czasy pełnej ekalacji.
Konserwatywny publicysta Adolf Nowaczyński pisze o „Boyszewizmie”. W artykule „Gazety Warszawskiej” nazywa Boya:
Don Kiszotem z światopoglądem Sanczo Pansy, całkiem brutalnym Calibanem z pałą oraz zauważa, że jego pisarstwo to wyzwalanie zwierzęcia a raczej bydlaka z człowieka.
Endecki publicysta zauważa również, że Boy nie chciał narazić się władzy:
Raczył być raz na brzeskim procesie, ale ani pisnął potem i szybko zamknął się w swoim „studio”, uszy stulając. To niewygodne, to ryzykowne. A może i juiverie miałoby mu to za złe? (...) .
Boy, uwielbiany za przekłady, członek Polskiej Akademii Literatury, miał mnóstwo wrogów. Nie znosili go niektórzy literaci (Karol Irzykowski z przekąsem nazywał go „beniaminkiem”, czyli pieszczochem salonów), w hierarchii kościelnej raczej nie miał przyjaciół, publiczny romans z Ireną Krzywicką jednak wywołał skandal. Po wybuchu wojny pisarz, jak wielu, uciekł do Lwowa.
Po wkroczeniu Sowietów przyjął profesurę na ukraińskim uniwersytecie (od października 1939 piastował katedrę historii literatury francuskiej), publikował w „Czerwonym Sztandarze” wychwalając rewolucją październikową. W listopadzie 1939 roku, wraz z innymi pisarzami, wyraził radość z powodu zajęcia polskich kresów przez Armię Czerwoną oraz radość z upadku „Polski szlacheckiej” a w styczniu roku następnego dołączył do „brygady autorów”, która miała redagować nowy podręcznik historii literatury polskiej. Boy wziął aktywny udział w przygotowaniach do powołania polskiej republiki radzieckiej, podczas wyborów w roku 1940, zachęcał do popierania nowej władzy, na zaproszenie Wszechzwiązkowego Komitetu ds. Nauki, odwiedził Moskwę, publikując po powrocie do Lwowa entuzjastyczne artykuły. Relacje pisarzy, z którymi spotykał się we Lwowie, są zgodne co do tego, że Boy panicznie się bał.
Latem 1941 roku, niebawem po zajęciu Lwowa przez Niemców, Tadeusz Żeleński został aresztowany i wkrótce rozstrzelany wraz z innymi lwowskimi profesorami na Górze Kadeckiej, w nocy z 3 na 4 lipca. Pochowano go w masowym grobie.