Po pasjonującej walce Langellotti wyprzedził na ostatnich metrach Amerykanina Brandona McNulty'ego (UAE Team Emirates), ale przed kończącą wyścig jazdą indywidualną na czas w Wieliczce ma nad nim przewagę tylko siedmiu sekund.

- Nasza drużyna (Ineos Grenadiers - PAP) startowała dziś tylko w czteroosobowym składzie. Rozchorowali się Michał Kwiatkowski i Magnus Sheffield, ale choroby to jest część kolarstwa. Znałem końcowy podjazd, wiedziałem, gdzie zaatakować. Nie panikowałem, gdy Brandon uzyskał dużą przewagę i mocniej nacisnąłem na pedały 500 metrów przed metą. Wiedziałem, że go dogonię - opowiadał Langellotti.

- Siedem sekund przewagi to bardzo mało, trudno będzie obronić koszulkę lidera. Brandon bardzo dobrze jeździ na czas - dodał.

Rafał Majka, który w końcówce dyktował tempo w 16-osobowej czołówce, zachęcając do ataków kolegów z drużyny - McNulty'ego i Szwajcara Jana Christena - finiszował na dziewiątym miejscu, a w klasyfikacji generalnej jest szósty, tracąc do Langellottiego 24 sekundy. Szansę na zwycięstwo w wyścigu zachowują McNulty i Christen.

- Nie wygraliśmy etapu, ale jest możliwość wygrania całego Tour de Pologne. Kolarstwo to sport drużynowy. Nie chwaląc się, wiedziałem, jak to zrobić, ale Brandonowi trochę zabrakło. Na ostatniej rundzie na Harnasiu (podjazd w Rzepiskach) spadł mi łańcuch i musiałem gonić grupę. Trochę za to zapłaciłem - komentował Majka, na którego na mecie w Bukowinie czekała żona i dzieci.

- Czasówka to 12 kilometrów i po prostu trzeba dać z siebie wszystko. Cieszę się, że mogę dawać radość kibicom i że mając 35 lat wciąż jestem w czubie - dodał kończący karierę zwycięzca Tour de Pologne z 2014 roku.(PAP)

af/ pp/