Wybierz kontynent

Francuz, który postanowił zostać Polakiem; część 2

Leon Junck albo Young hrabia de Blankenheim – prawdziwy powstaniec styczniowy z fałszywą tożsamością. Fascynujący reportaż historyczny w kilku częściach z zaskakującym finałem.

„Wre bój straszny… krew dymi… trupów leżą stosy…

A tu siły nierówne – nowa ćma Moskali

Na oddziałek powstańczy, jak szarańcza wali –

Wódz Jung stoi pod dębem z błyskawicą… kosy”.

X. Józef Markowski „Sonety brdowskie”

  

Malarz Legrand - tajny korespondent „La Gironde”
Bliższe przyjrzenie się prasie francuskiej za rok 1863, a zwłaszcza dziennikowi „La Gironde”, wydawanemu w Bordeaux przynosi nowe informacje. Okazuje się, że ów Leon Junck znał się osobiście z redaktorami tegoż poczytnego dziennika. A byli nimi wspomniany już André Lavertujon oraz Justin Massicault. Choć Junck obiecał przesyłać im stałą korespondencję wojenną, to skończyło się to tylko na jednym obszernym artykule opisującym aktualną sytuację i nastroje w Wielkim Księstwie Poznańskim.
Tekst został opublikowany anonimowo w gazecie z dnia 11 kwietnia 1863 r. W tym tekście Junck przyznaje, iż opuścił Paryż na fałszywych dokumentach w poszukiwaniu przygody i wojaczki (już po jego śmierci zostanie ujawnione w „La Gironde” z 8 maja, iż miał paszport wystawiony na nazwisko Legrand, a wpisany w nim zawód – malarz).
 
 
Tymczasem na miejscu pod wpływem polskiej gościnności zmienił swe zapatrywania. Pokochał Polskę i Polaków, którzy tak bardzo odróżniają się od Niemców. Następnie przedstawił sytuację pod zaborem pruskim. Prześladowania określał jako niewielkie, ale uporczywe niczym kłucie szpilką – w formie podatków, opłat drogowych, różnych zakazów i ograniczeń.

Miejscowi Polacy zbroją się. Starzy i chorzy skupują broń, młodzi z tą bronią przekraczają nielegalnie granicę. Prusy, które rzekomo zachowują neutralność wobec powstania, współpracują ściśle z Rosją. Powstańcy powracający z walk, są aresztowani przez władze pruskie i przekazywani w ręce wroga.

  

 

Władze pruskie w Poznaniu dość szybko się nim zainteresowały. Zabrano mu paszport i dokonano szczegółowej rewizji – nawet przeczytano listy od narzeczonej Emilie, które miał przy sobie. Został aresztowany, ponieważ znaleziono przy nim zdjęcie w mundurze francuskiego oficera. Po złożeniu wyjaśnień, że złożył dymisję z wojska, został uwolniony. Dwa dni później aresztowano go ponownie. I tym razem uzyskał szybko zwolnienie, lecz fotografię mu skonfiskowano.

 

Francuscy ochotnicy
Można zadać sobie pytanie – po co francuscy oficerowie brali dymisję z wojska i podążali przez pół Europy, aby wziąć udział w powstaniu w dalekim i obcym im kraju? Czy naprawdę tylko dla poszukiwania przygody i wojaczki?

Misja Junck’a i jemu podobnych wynikała z polityki zagranicznej cesarza Napoleona III, który chętnie angażował się w konflikty militarne toczone poza Francją – wojna krymska 1854-1856, ekspedycja włoska 1859, czy ekspedycja meksykańska 1861-1867. Równolegle Cesarstwo Francuskie prowadziło podboje kolonialne na terenie Afryki, Azji i Oceanii.

Pułkownik Jean Le Bolicaut w swej pracy z 1990 r. „Livre d’or des Saint-Cyriens mort au Champ d’honneur” (Złota księga święto-cyreńczyków poległych na polu chwały) wyliczył, że łącznie na wojnach poległo 80 oficerów z 615 elewów promocji Krym-Sewastopol. Oprócz Włoch, Polski (czyli Junck) i Meksyku, ginęli oni w Algierii, Indochinach, Senegalu, Tunezji, Nowej Kaledonii, a w końcu i w obronie własnego kraju, podczas wojny z Prusami.

 

 

Napoleon III, podobnie jak i znaczna część społeczeństwa francuskiego, popierał polskie powstanie. Te sympatie są widoczne w ówczesnej prasie relacjonującej przebieg walk. Cesarz był skłonny wesprzeć je militarnie, przy współpracy z Austrią. Ponieważ Paryż nie mógł dogadać się z Wiedniem, w oczekiwaniu na dalsze ustalenia, zezwolono francuskim oficerom brać dymisję i podejmować indywidualne decyzje o uczestnictwie w polskim zrywie patriotycznym. Angażowani i opłacani przez Hotel Lambert w Paryżu (stronnictwo książąt Czartoryskich), a następnie przerzucani do Wielkiego Księstwa Poznańskiego, skąd dalej trafiali do wyznaczonych im oddziałów na terenie Królestwa Kongresowego.

 

Masakra w lesie brdowskim
W „Dzienniku Poznańskim” z dnia 5 maja 1863 r. zamieszczono informację o klęsce pod Brdowem i śmierci dzielnego pułkownika w ten sposób:

„Z Królestwa donoszą nam, że 29 kwietnia oddział pułkownika hr. Jouncka de Blankenheim, który wskutek niedostatecznego zaopatrzenia w żywność, znacznie był zeszczuplał, pod Osowiem niedaleko miasteczka Brdowa naprowadzonych przez kolonistę niemieckiego Moskali napadnięty z trzech stron, dotkliwie porażonym został”.

   

  

Następnie dołączono treść anonimowego listu z dnia 2 maja autorstwa „bliskiej nam osoby”, która była w Brdowie na cmentarzu i tam oglądała trupy powstańców. W liście tym pisze o Karolu Libelcie:

„był tylko lekko raniony, lecz kolbami go zabili”.

I dalej:

„Jounck i prawie wszyscy oficerowie poginęli śmiercią bohaterską. […] Otoczeni z trzech stron (mówią, że i ten oddział, który przed trzema dniami przepędzili do Prus, powróciwszy, też ich naszedł) bronili się jak lwy i Karolek siedmiu położył, nim sam upadł. Jounck posiekany do ostatka się bronił, 7 kul go raziło i obie ręce mu ucięto”.

 

Autorką owego listu miała być Apolonia z Szumanów Matecka, polska działaczka patriotyczna w pruskim zaborze. Poległy Karol Libelt, to syn także Karola, znanego poznańskiego naukowca i Marii z Szumanów, zaś siostrzeniec Apolonii.

Ale już ten sam „Dziennik Poznański” z dnia 8 maja:

„mylnem jest jakoby Yungowi obie ręce ucięto, padł on kulą ugodzony. Moskale tą razą nie obchodzili się nadto po barbarzyńsku, lecz szanowali po części trupów i rannych, ale powiadają trwać to będzie tylko do 13 maja, po upływie zaś tego czasu niszczyć będą wszystko mieczem i ogniem”.

 

I dalej ten sam „Dziennik Poznański” z dnia 10 maja na pierwszej stronie w pierwszej kolumnie donosi, że aresztowano właśnie redaktora odpowiedzialnego doktora Henryka Szumana. A pod tym ogłoszeniem nowa informacja, że za klęskę pod Brdowem odpowiada oddział powstańczy, który nie przyszedł na pomoc „Jounkowi”.

A trzeba wiedzieć, że redaktor Szuman był bratem rodzonym Apolonii Mateckiej, a wujem Karola Libelta. Czyli redaktor, który za dużo napisał poszedł siedzieć. Przy okazji oczyszczono Moskali z zarzutu barbarzyństwa, a Niemców – z zarzutu kolaboracji.

  

Relacja żołnierzy francuskich
W paryskiej gazecie „Le Siecle” z dnia 14 maja znajduje się artykuł autorstwa kolejnego z wybitnych francuskich dziennikarzy – Anatola de la Forge. Wspomina on w nim swe osobiste spotkanie z Leonem Junck’iem, które miało miejsce w domu generała Daumas’a w Bordeuax we wrześniu 1862 roku. Junck miał być wówczas postrzegany jako nadzieja armii francuskiej.
 
 
Do tego tekstu dołączono oświadczenie żołnierzy francuskich uczestniczących w powstaniu w Królestwie Polskim, będących naocznymi świadkami wydarzeń pod Brdowem. Opisują w nim, że dwaj niemieccy szpiedzy znający doskonale teren doprowadzili Rosjan do oddziału powstańców odpoczywających w lesie, omijając przy tym posterunki oddziałów Seyfrieda. Atak nastąpił o 7 rano w sile 1200 żołnierzy i 2 dział. Junck został rany – trafiła go kula. Rosjanie zamiast wziąć do niewoli zmasakrowali go bagnetami. W kierunku leżącego oddali 8 strzałów i 34 pchnięcia bagnetem. Następnie odcięli mu palce u ręki i zniekształcili twarz uderzając w nią szablami. Mało było im tego barbarzyństwa widać, bo zamordowali jeszcze trzech innych rannych oficerów – Polaka Libelta (w druku błędnie „Libell”) oraz dwóch Francuzów o nazwiskach Buffet i Rouxchausse.

W dalszej części opisują swój powrót do Wielkiego Księstwa Poznańskiego oraz szczegóły swego internowania przez Prusaków w Strzelnie i szykan jakie tam ich spotkały.

Tekst ten wywołał szok wśród opinii publicznej. Został przedrukowany w następnych dniach w innych tytułach prasowych we Francji.

  

Generał Kostanda w walce z francuską prasą
W „L’illustration. Journal Universel” w numerze 1055 z 16 maja 1863 r. ówczesny redaktor naczelny tegoż periodyku Edmond Texier przekazał wyrazy współczucia dla Polaków z Bordeaux, który Mszą Święta uczcili pamięć o francuskim oficerze Leonie „Yunck de Blankenheim”. Przypomniał o świeżych doniesieniach o pastwieniu się nad ciężko rannym na polu walki, dodając już od siebie, że wrogowie ucięli mu obie ręce i nogi, zanim zadali śmiertelny cios.
 
 

Redakcja gazety zadała sobie trud dotarcia do rodziny i przyjaciół poległego. W kolejnym numerze 1056 z dnia 23 maja 1863 r. zaprezentowano rycinę wykonaną z fotografii oficera w mundurze francuskim. Była to zapewne inna odbitka tego samego zdjęcia, które zostało skonfiskowane przez władze pruskie w Poznaniu.

Potwierdzono informację o znęcaniu się nad rannym, a następnie pokrótce przedstawiono jego biogram. Junck de Blankenheim (nazwisko sprostowano) urodził się w Chaumont w departamencie Górna Marna jako syn vice-intendenta wojskowego. Do szkoły w Saint-Cyr został przyjęty dnia 12 stycznia 1855 roku z drugą lokatą. Ukończył ją 1 października 1856 r., otrzymując stopień podporucznika w 88 pułku piechoty liniowej. W 1859 r. wraz ze swym pułkiem wszedł w skład III Korpusu marszałka Canrobert’a w trakcie kampanii włoskiej. Jednakże jego pułk nie wziął udziału w bitwach pod Magentą i Solferino. Dnia 3 kwietnia 1863 r. wziął dymisję ze względu na fakt, że pomimo 6 i pół roku swej służby nie otrzymał awansu, ani nie brał udziału w walkach. Spragniony wojny zgłosił się do warszawskiego komitetu powstańczego (czyli do Hotelu Lambert w Paryżu). Tam uzyskał stopień pułkownika i dowództwo nad oddziałem złożonym z 5.000 ludzi.

Był znakomitym kolegą, o wybitnych cechach moralnych i fizycznych. Wesoły duch, pełen werwy, znakomitej pamięci, odwagi. Miał 26 lat, wstąpił do szkoły wojskowej w wieku 17 i pół roku. 

Akurat „L’illustration” był czytany także i przez Rosjan. Dlatego teksty te wywołały wściekłość generała Kostandy. Już 7 czerwca 1863 r. wysłał pismo z Warszawy z wyrazami oburzenia. Opublikowano je w numerze 1061 z dnia 27 czerwca. Wyjaśniał w nim, że miał honor osobiście dowodzić w tej bitwie z kilkoma bandami powstańców. Junck nie był jeńcem wojsk rosyjskich, bowiem poległ na polu walki otrzymawszy 3 kule. Generał osobiście pozwolił powstańcom na pochowanie swego dowódcy w miasteczku Brdów (w druku błędnie „Brudzew”). Następnie apelował do pozostałych Francuzów, którzy brali udział w bitwie, aby dali świadectwo prawdzie. Wyjaśniał także, że armia rosyjska zwalczająca polskie powstanie to jest dokładnie ta sama armia, z którą wojska francuskie walczyły w pamiętnej kampanii krymskiej. I tam zawsze ranni Francuzi, pozostawieni na polu walki, mogli liczyć na pomoc żołnierzy rosyjskich, zaś jeńcy wojenni nigdy nie spotkali się z przejawami barbarzyństwa.

Prosił zatem generał o sprostowanie, stając w obronie honoru rosyjskiego żołnierza. Podkreślał także, że jego wojsko nigdy nie okazywało okrucieństwa wobec ludności cywilnej w odróżnieniu od polskich powstańców.

Pod tym listem redaktor Edmond Texier zamieścił swoją krótką odpowiedź. Zauważył w nim, że z pisma generała Costandy można by wyciągnąć wniosek, iż żołnierze moskiewscy są biali jak śnieg „w odróżnieniu od polskich powstańców”. A tymczasem to Polacy walczą przeciwko swym prześladowcom. Cała Europa widzi co wyczynia generał Murawjow – polscy oficerowie wieszani bez wyroku, księża rozstrzeliwani, kobiety mordowane, dzieci masakrowane. Cała ludność we krwi. Skoro generał Costanda potwierdza, że nasz rodak Junck de Blankenheim nie miał odciętych rąk i nóg, to dobrze, że Rosja nie ma tej zbrodni na sumieniu. Ale to i tak nie zmienia obrazu całej sytuacji.

Nie sposób Costandy przyrównywać do zbrodniarza wojennego Murawjowa. Aczkolwiek warto mieć w pamięci, że ów Grek za zwalczanie powstania styczniowego miał nadany Order Św. Anny 1 klasy oraz majątek ziemski składający się z folwarków: Kalinowo, Jasienica, Chmielewo, Ruskołęka, Daniłowo i Złotoryja Nowa naówczas w powiecie ostrołęckim guberni płockiej wraz z częścią leśnictwa Brok do wysokości czystego dochodu 3.000 rubli srebrnych rocznie (ukaz cesarza Aleksandra II publikowany np. w „Gazeta Polska” nr 209/1866).

  

Wstydliwa prawda
Artkuły z „L’illustration” znane były również lwowskiemu wydawcy i dziennikarzowi Hipolitowi Stupnickiemu. Sporządził z nich streszczenie ze wskazaniem źródła w „Gazecie Narodowej” nr 89 z dnia 29 maja 1863 r., a następnie znacznie rozszerzył w „Przyjacielu domowym” nr 27 z dnia 5 czerwca. W wersji rozszerzonej z wizerunkiem, znacznie gorszej jakości niźli w paryskim wydaniu, znalazła się krótka informacja, że gdy dyplomacja zachodnia namyśla się jeszcze czy udzielić poparcia polskiemu powstaniu, do zrywu patriotycznego dołączają już ochotnicy z Francji i z Włoch. Ochotnicy owi przelewają krew i bohatersko giną za sprawę Polski. Takim przykładem jest Junck de Blankenheim. Warto zacytować ten fragment w całości:

„Był ten młody bohater rodem z Francyi z Chaumont w departamencie Haute-Marne. Ojciec jego był podintendentem wojskowym. W r. 1855 wstąpił jako siedmnastoletni młodzieniec do szkoły w St. Cyr i wyszedł z niej będąc zawsze pierwszym uczniem w klasie, jako podporucznik do 28 pułku piechoty. W r. 1859 odbywał całą kampanię włoską w korpusie Kanroberta. Dnia 3 kwietnia podał się do dymisji, otrzymawszy od komitetu narodowego nominację na pułkownika oddziału powstańczego. Z tym oddziałem walczył Junck w zachodniej stronie Królestwa na granicy Poznańskiego i odznaczał się zawsze odwagą i poświęceniem. W bitwie pomiędzy Nowa Wsią a Racięcinem stoczonej między Polakami a Moskalami dnia 16 kwietnia, odznaczył się niepospolicie Junck wraz z swoim oddziałem. On sam dla zachęcenia chwiejących się kosynierów przy komendzie do ataku zatknął swoją ponsową czapeczkę na pałasz i tak niby z chorągwią idąc na czele prowadził do chlubnego zwycięstwa.

Niestety jednak zbyt krótko dozwolił los cieszyć się tym wodzem powstańcom. Już dnia 29 kwietnia napadnięty ze swoim oddziałem ledwie 500 ludzi wynoszącym pod Brdowem przez trzykroć przeważającą siłę moskiewską, poniósł ciężką klęskę i sam poległ z kilkoma najdzielniejszymi oficerami francuzkimi. Otrzymał on siedm kul w piersi, a Moskale pastwiąc się nad trupem, ucięli mu już po śmierci obie ręce. Junck liczył dopiero lat 26. Dnia 5 maja odbył się w Brdowie pogrzeb tego poległego w obronie świętej sprawy polskiej cudzoziemca, a tłumy ludu i przybyłego z okolicy obywatelstwa składały wspaniały kondukt”.

W tekście tym pomylona data bitwy pod Nową Wsią. Faktycznie 26 kwietnia, a nie 16. Także i numer macierzystego pułku piechoty, bo 88, a nie 28. Jednak największym zakłamaniem jest stwierdzenie udziału w kampanii włoskiej z pominięciem, że podporucznik Junck nie uczestniczył walkach. Tak – pułkownik wojsk powstańczych poszedł na powstanie bez doświadczenia wojennego. Zaciągnął się u książąt Czartoryskich by wreszcie to doświadczenie zdobyć!

  

Relacja przyjaciela
Historyk sztuki Jacek Kowalski i kolekcjoner militariów Tomisław Paciorek w swym artykule „Nieznana relacja francuskiego oficera o bitwach pod Nową Wsią i Brdowem” zamieszczonym w zeszycie 31 „Pamiętnika Biblioteki Kórnickiej” z 2014 r., przedstawiają swoje ustalenia oparte na odnalezionym na francuskim rynku antykwarycznym liście z dnia 20 czerwca 1863 r., wysłanym z Poznania. Autorem listu okazuje się być francuski oficer Victor-Alexandre Vayssiere, który przestawia się jako uczestnik bitwy pod Nową Wsią oraz mający relacje z pierwszej ręki odnośnie bitwy pod Brdowem. W przypadku tej drugiej wspomina o zdradzie Seyfrieda oraz o tym, że Junck otrzymał dwie kule – w udo i w pierś, a następnie Moskale zadali rannemu liczne ciosy bagnetem. W podobny sposób dobito innego francuskiego oficera Buffet’a.

 

Pojawia się tu też ciekawy fragment o uroczystym pogrzebie pułkownika – o trumnie przykrytej czarną tkaniną, jaka miała być niesiona przez Polaków z najzacniejszych rodów szlacheckich. Autorzy artykułu powątpiewają w ten ceremoniał, uważając, iż autor myli go z uroczystościami w kościele Św. Marcina w Poznaniu.

 

Jednakże opis pogrzebu można znaleźć w gazetach lwowskich i krakowskich, jest też w przedrukach i we francuskiej prasie. Aczkolwiek jego pierwotnym źródłem jest relacja z dnia 9 maja, nadesłana z Brdowa do „Dziennika Poznańskiego” i tam pierwotnie opublikowana w numerze 111 z dnia 17 maja. Oryginalna treść jej taka:

„Z pod Brdowa, 9 maja. Dzień 5 maja pozostanie na zawsze pamiętnym dla mieszkańców Brdowa jako dzień pogrzebu śp. pułkownika Youncka de Blankenheim, szlachetnego cudzoziemca, który pełen zapału dla świętej sprawy naszej pośpieszył z tylu innymi na polską ziemię, stanął ochoczo do walki z moskiewskim najazdem i po walce bohaterskiej poległ pod Brdowem dnia 29 kwietnia. W kilka dni po tej bitwie chowano ciało szlachetnego wojownika, znalezione po bitwie odarte z szat i pokłute bagnetami, z głową rozciętą, z rękoma bez palcy, piersią mocno wypukłą. Około godziny 10 z rana, we wtorek, napełnił się kościół w Brdowie obywatelstwem z całej okolicy. Duchowieństwo zakonne i świeckie odśpiewało wigilie, a pod ich koniec wyruszyło dwóch kapłanów wraz z ludem za miasto, przyjąć ciało walecznego pułkownika. Ukazała się z dala trumna kirem obita na rydwanie pogrzebowym, przystrojona w wieńce zielone. Wystąpiło z tłumu 6 żołnierzy z pod dowództwa śp. Youncka, obok nich 6 dziewic w czarne i białe ubranych suknie, z wieńcami w ręku. Żołnierze wzięli trumnę na ramiona, dziewice stanęły obok nich, zaśpiewano „Miserere” wśród głośnego płaczu przytomnych, żałobny kondukt ruszył z wolna ku miastu. Postawiono trumnę w kościele na katafalku rzęsisto oświeconym i w kwiaty przybranym, a lud korne za duszę poległego bohatera zasysał modły do Pana zastępów. Po skończeniu smutnych obrzędów, nieśli ciało na cmentarz obywatele miasta Brdowa i żołnierze narodowi na przemiany. Nad grobem przemówił zakonnik gorącemi słowy, wziąwszy za treść swej mowy żal Izraela po stracie mężnego Machabeusza. Przy spuszczaniu ciała do grobu, rozebrał lud przytomny listki wieńca z trumny na smutną pamiątkę, pomodlił się jeszcze cicho, rzewnie; wszyscy sobie wzajem ucisnęli dłonie i pocieszni wyrazami: Bóg zasmuci, Bóg pocieszy! I rozeszli się do domów pełni żywej nadziei w lepszą przyszłość”.

Analiza teczki orderowej i roczników wojskowych pokazuje, iż Vayssiere, podobnie jak Junck ukończył szkołę w Saint-Cyr, choć pochodził z promocji późniejszej – czyli numer 41 zwanej „Djurdjura” z lat 1856-1858. Również, podobnie jak Junck, w latach 1859-1860 uczestniczył w ekspedycji włoskiej, tyle, że jako podporucznik w 76 pułku piechoty liniowej.

W 1868 r. już jako porucznik wziął dymisję z armii francuskiej. Do czynnej służby powrócił w trakcie wojny z Prusami jako kapitan 16 pułku pospolitego ruszenia, za co 18 kwietnia 1871 r. został przyjęty do Legionu Honoru. Dnia 15 stycznia 1872 r. w Estampes pod Paryżem zawarł związek małżeński Marie-Zoe Letavernier. Zmarł 28 sierpnia 1875 r. w Pierrefort w departamencie Cantal. I tam został pochowany.

Buffet, wspomniany zarówno w oświadczeniu żołnierzy francuskich nadesłanym do redakcji „Le Siecle”, jak i w liście Vayssiere’a, jest hipotetycznie utożsamiany przez J. Kowalskiego i T. Paciorka z Claude-Louis-Alphe-Gabriel Buffet’em, podporucznikiem 7 pułku kawalerii. Jest to jednak błędna koncepcja. Ten Buffet zmarł dnia 28 września 1907 r. w Etival w departamencie Jura jako emerytowany pułkownik kawalerii francuskiej i oficer Legii Honorowej – co potwierdzają zarówno orderowa teczka personalna, jak i metryka zgonu.

Prędzej był to Jerome-Francois Buffet, urodzony w 1828 r. w Paryżu, podporucznik 3 pułku tyralierów algierskich, stacjonującego w mieście Konstantyna. Z nim jednak taki problem, że z roczników wojskowych znika dopiero w 1865 r. Ale też innego oficera tego nazwiska w armii francuskiej w 1863 r. nie było, a i wątek algierski, jak się za chwilę okaże, pasuje.

 

 

Pozostaje jednak pytanie – kim naprawdę był podporucznik Leon Junck, skoro gościł się w domu generała Eugene’a Daumas’a, słynnego kawalerzysty, zdobywcy Algierii, członka sztabu generalnego armii francuskiej, autora publikacji poświęconych kulturze arabskiej oraz polityka zasiadającego w Senacie? Kim był – skoro znał się osobiście z gwiazdami ówczesnego francuskiego dziennikarstwa, o czym same te gwiazdy zaświadczały? O tym w kolejnej części.

O Autorze

Adam A. Pszczółkowski Redaktor

Ekonomista, heraldyk, badacz historii. Członek Związku Szlachty Polskiej i Polskiego Towarzystwa Heraldycznego.

© PowiemPolsce.pl

Zobacz więcej

Miejsca Polaków na świecie

Miejsca Polaków na świecie

Zapisz się do newslettera

Jesteś tutaj