Nadal nie wiadomo, jak poważna jest kontuzja Huberta Hurkacza, a od zdrowia 27-letniego tenisisty zależy start w igrzyskach w Paryżu także jego deblowego partnera Jana Zielińskiego. "Jestem święcie przekonany, że Hubert robi wszystko co może, żeby na nich wystąpić" - podkreślił.
Hurkacz kontuzji kolana doznał w czwartkowym meczu drugiej rundy Wimbledonu. Poza lakonicznym komunikatem w mediach społecznościowych, w którym przekazał, że będzie "potrzebował trochę czasu, aby dojść do siebie" nic więcej nie wiadomo.
"Jesteśmy w kontakcie, czekam na wiadomość. Na pewno Hubert i jego sztab już wie, ale to po jego stronie jest, czym się dzieli z mediami. Jak będzie chciał się więcej podzielić, to na pewno to wyjdzie od niego. Coś tam wiem, ale nie będę nic mówił. Hubert, jak mi coś mówi, robi to prywatnie" - podkreślił Zieliński, który w poniedziałek awansował w Wimbledonie do drugiej rundy miksta.
Hurkacz w rozpoczynających się 26 lipca igrzyskach ma wystartować w trzech konkurencjach - singlu, mikście razem z Igą Świątek i deblu z Zielińskim.
"Igrzyska są raz na cztery lata i są bardzo ważną imprezą. Jestem święcie przekonany, że Hubert robi wszystko co może, żeby na nich wystąpić. A czy zdąży? To jest zależne od niego, jego fizjoterapeutów i tego, jak poważna jest kontuzja. Trzymam kciuki, żeby przede wszystkim był zdrowy i wtedy podjął dobrą, najlepszą dla siebie decyzję, czy jest w stanie grać, czy nie. Żeby nie ryzykował poważniejszą kontuzją" - powiedział Zieliński, który w przypadku olimpijskiej absencji Hurkacza również zostanie w domu.
"Bardzo się przejmuję zdrowiem Huberta. To jest priorytet numer jeden. Oczywiście bardzo mi zależy, żeby wystąpić na igrzyskach, ale przede wszystkim trzeba patrzeć na zdrowie Huberta i na to, żeby był gotowy nie tylko na igrzyska, ale też na dalszą część sezonu" - dodał.
Hurkacz nie jest jedynym zawodnikiem, który kontuzji doznał podczas Wimbledonu lub musiał się wycofać tuż przed jego rozpoczęciem. Już z drabinek wykreślono po pięć kobiet i mężczyzn. A kreczami lub walkowerem przez osiem dni zakończyło się pięć spotkań męskich i cztery kobiece.
"Bezwzględnie jest to kwestia ilości turniejów. Gramy od stycznia do listopada i mamy wolny grudzień. Przepraszam, ale to jest zdecydowanie za dużo. Nie ma kiedy odpocząć, pojechać do rodziny. Nie będę narzekał, bo każdy chce być na szczycie, pojechać na te turnieje, ale zgadzam się z faktem, że turniejów jest o wiele, wiele za dużo" - Zieliński diagnozował źródło kontuzji.
"Widzimy po wszystkich. To nie jest tylko sama czołówka. To są też gracze z drugiej, trzeciej, czwartej, piątej dziesiątki. Wszyscy łapią kontuzje. Ja też mam dwie, czy trzy, które przewlekle leczę od dwóch czy trzech miesięcy i nie mam kiedy wyleczyć, bo cały czas gramy. Zmagam się z przeciążeniami, stanami zapalnymi. Jak wstajemy z łóżka rano i nic nas nie boli, to idziemy dalej spać, bo najwyraźniej śnimy. Nie ma takiego momentu, w którym nic nas nie boli" - dodał.
Dobrego wyjścia z tej sytuacji jednak nie widzi.
"Nie chcesz być jedynym, który nie gra, bo jeżeli nie grasz, to inni łapią punkty i ściągają cię w rankingu. To jest taki troszkę wyścig szczurów. Trzeba być bardzo rozsądnym i bardzo dobrze kalkulować, ile turniejów można zagrać, aby nie przesadzić, ale żeby też złapać odpowiednią liczbę punktów, aby być na tym miejscu, na którym chcemy być, albo jeszcze wyżej" - przyznał.
Z Londynu - Wojciech Kruk-Pielesiak. (PAP)
wkp/ krys/